♫ Audycja 36 ♫


Wszystkie audycje znajdziecie na audycje.krollew.pl
Tygodniowy bonus
+5 opali


Otrzymuje Warsir!
  • Forum zostało zarchiwizowane i dostępne jest jedynie w wersji do odczytu - poza ShoutBoxem i tematami pozafabularnymi. Dziękujemy za wspólną grę!
  • Oficjalny kanał na discordzie - do kontaktu z graczami.
  • Stale aktywny pozostaje dział z pożegnaniami, gdzie każdy będzie mógł dopisać swoje.
  • NIE zgadzamy się na kopiowanie jakiejkolwiek części tego forum, także po jego zamknięciu.

    ~ Administracja Król Lew PBF (2006-2018)
Generator statystyk
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia
Pogoda
1-15 września
21 °C
16 °C
16-30 września
23 °C
17 °C
Postać miesiąca:
Sierpień

Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei

Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
Znajdziecie nas na:
Brulant
Gość

 
01-10-2013, 19:44

Imię: Brulant
Płeć: Samiec
Wiek: 5 lat
Gatunek: lew
Historia (Minimum 5 zdań złożonych): Bru, narodził się 5 lat temu, po środku pustyni. Była tam jedna, niewielkich rozmiarów oaza. Tam żył z matką i swymi 3 braćmi. Już od początku mówili, że nie przeżyje, że jest za mały itp. Samiec już powoli tego nie wytrzymywał, może to było zaplanowane? Zabił w nocy swych braci, oczywiście powiedział matce, że hieny napadły na nich, a on dał radę ocalić tylko siebie i ją. Niestety kłamstwo ma krótkie nogi i rodzicielka dowiedziała się, że to Brulant ich zabił. Wygnała go, ponieważ nie mogła już na niego patrzeć.
Samiec podróżował przez kilka lat, aż w końcu się zatrzymał, ale nie dołączył do żadnego stada, ponieważ nie chciał się podporządkować innemu lwu.
Ozdoby i ich pochodzenie: Brak

Regulamin przeczytany?: Tak
Hasło wysłane?: Oczywiście

Wpisz autora avatara i uzupełnij statystyki.


Nadal masz niepoprawnie wypełnione staty. Samce powinny mieć co najmniej 75 pkt. siły.

I, niestety, musisz zmienić ava. Jego autorem jest WolfRoad: http://wolfroad.deviantart.com/art/Gold-song-171569363 Ona nie zezwala na używanie swoich prac, a poza tym akurat ten rysunek to commission, czyli praca robiona specjalnie dla kogoś na zamówienie. Jeśli chcesz, to mogę ci pomóc w znalezieniu innego avatara. :)
Ajris
Gość

 
10-10-2013, 22:19

Imię:Ajris.
Płeć: Samica.
Wiek: Koło 3 lat.
Gatunek: Lew.
Historia (Minimum 5 zdań złożonych):
Jar zewsząd otoczony wiekowymi akacjami znajdujący się u podnóża góry, której południową część stanowi lita ściana pokancerowana grotami i wąskimi ścieżynami, jest domem stada z Akacjowego Jaru. To stamtąd pochodzi Ajris.
Założycielami stada była żyjącą ponad 100 lat temu para wielkich kotów, lampart imieniem Sorgo i biała lwica z gór Aheni.
Historia ich poznania to wiecznie żywa legenda o oddaniu, walce, bestiach i mitycznych duchach doliny.
Według wierzeń stada po śmierci każde stworzenie odradza się i pod postacią kolejnego swojego wcielenia dalej podażą nigdy nie kończącą się ścieżką życia.
"Ciało to nietrwałe naczynie dla nieśmiertelnej duszy."

Historia Ajris zaczyna się 15 miesięcy temu, na początku pory deszczowej w dniu nazywanym przez stado "Tańcem Ziemskich Gwiazd" (na początku pory deszczowej świetliki rozpoczynają tańce godowe, świetliste owady nazywane są tamtejsze zwierzęta małymi gwiazdami.)
Matką białej Hati powiła dwa kocięta Ajris i szarego samczyka imieniem Sitis, rodzeństwo dorastało razem w grupie rówieśników, dni spędzali na zabawie i tym, na czym spędzają je inne dzieci.
Ojcem Ajri był przewodnik stada, potomek założycieli.
W wieku 12 miesięcy każdy członek stada udaje się do samotni szamana- duchowego łącznika z naturą, celem tych odwiedzin jest odkrycie przynalezącego do lwiatka totemu flory. Gdy nadszedł czas, Ajris wraz z bratem udała się do szamana. Duchy wpierw odkryły totem Sitisiego, był nim Aloes. Po wielu godzinach gdy księżyc osiągnął zenit, duchy znów przemówiły poprzez natchnionego szamana i obwieściły czym jest totem lwicy, był nim Mlecz.
W kulturze tamtejszych lwów mlecz jest symbolem światła, odzwierciedla słońce i zarazem księżyc, a także wiązany jest z podróżą.
Rodzeństwo powróciło do stada następnego dnia i obwieściło wszystkim jakie totemy zostały im przypisane. Rozpoczęła się wielka uczta, w czasie której matka lwicy opowiedziała jej o przeznaczeniu członków stada, których totemem jest własnie mlecz. Czekała ją podróż w celu odnalezienia swego przeznaczenia, jej brat zaś pozostanie w stadzie i stanie się uczniem przewodnika, a być może także jego następcą.
Dla nigdy nie opuszczającej terenów stada lwicy była to szokująca wiadomość.
Pewnego upalnego popołudnia, po zwieńczonym sukcesem polowaniu lwice jak zwykle zebrały się na placu, kładąc na jego środku upolowane zdobycze, aby przewodni podzielił je sprawiedliwie na odpowiednie porcje.
Wtedy też na nosie Ajris wylądował puchaty pyłek, będący nasionkiem mleczu. Hati widząc to z uśmiechem oznajmiła że jedno z podróżujących nasion mleczu odnalazło swe miejsce, na różowym nosie jej córki. Biała pierwszy raz poczuła że jej życie powinno wyglądać nie inaczej jak tego nasionka. Nocą odbyła długą rozmowę z matką zwierzając się jej z uczuć, następnego dnia wyruszył w podróż w poszukiwaniu swojego domu.
(baj Kami)
Ozdoby i ich pochodzenie:Znamię pod okiem.

Regulamin przeczytany?: Yup.
Hasło wysłane?: Ze dwa lata temu.

Ok, akcept.
Penumbra
Konto zawieszone

Gatunek:Mieszanka kotowata Płeć:Samica Wiek:2 lata Liczba postów:41 Dołączył:Paź 2013

STATYSTYKI Życie: 90
Siła: 81
Zręczność: 75
Spostrzegawczość: 60

12-10-2013, 16:50
Prawa autorskie: ~Rillrex || artiststallion

małe poprawki *:


Imię: Penumbra
Płeć: Samica
Wiek: 2 lata
Gatunek: Lampart x Lew x Tygrys x Gepard
Historia: Była sobie pewna para. Samiec był Lygrysmpartem, czy jak nazwać mieszankę trzech tych kotów. Był mieszańcem lygrysa i lamparta tak czy inaczej, zaś matka gepardem, przez co ich potomstwo łączyło w sobie geny każdego z tych kotów, w większości jednak posiadło drobne detale geparda i lamparta. A żeby było jeszcze ciekawiej, dwójka kochanków nie miała szczęścia co do młodych. Narodziło się ich czworo, jednak wszystkie były... wyglądały źle. Albo nie miały kończyn, albo miały ich za dużo. Szczęście w nieszczęściu - urodził się martwe. Poza jedną samiczką. Radzi, że chociaż jedno młode z miotu przeżyło, kotowate pielęgnowały ją i cały czas zastanawiały się nad imieniem. Nadszedł jednak dzień, w którym mała otworzyła oczy. Oczy czarne niczym nic z których momentalnie pociekła ciemna ropa. Fatum, omen zapierała się matka, jednak ojciec nie chciał wyrzucić swojej córy. Zamiast tego postanowił... wyrwać jej oczy. Ból, krew i ropa, która nawet bo tym zabiegu sączyła się stużkami po białych policzkach małej. Z bólem serca, oboje postanowili porzucić małą na pożarcie sępom. I tyle ją widzieli.
Natomiast pozostawionej ptaszyskom albinosce los podarował prezent. Ułaskawił się nad nią i podarował jej dar życia, bowiem sępy zamiast ją rozerwać, postanowiły się nią... zaopiekować. Nadano jej imię Penumbra.
I tak dorastała, pośród sępów, ślepa, lecz doceniana. Przyszło jej nawet pewnego dnia otrzymać podarunek od najstarszego, najwyżej cenionego ptaka. Był to niewielki, czarny klucz, który od tamtej pory nosi na szyi. Poprzednio należał również do innych sępów, zaś jego faktyczne pochodzenie pozostało jej nieznane. W rzeczywistości kluczyk został dawniej ukradziony nieostrożnemu człekowi, a co tam robił, to kogo to obchodzi, przez łapczywe ptaszysko i uznane za wyjątkowo fajny cosiek, który następnie przekazywany był następnym.
Nie zdążyła się długo nacieszyć obecnością swej rodziny od tamtego czasu, albowiem lokalne plemię uznało, że obecność ptaków wielce im przeszkadza. Padali jeden po drugim. A ona została sama... I samotnie ruszyła przed siebie, pogrążona w żałobie i gniewie.
Ozdoby i ich pochodzenie: Klucz zawiązany na szyi, który dostała od sępa, który dostał go od sępa, który dostał go od sępa, który dostał go od sępa który go komuś kiedyś zajumał :F


Już jest lepiej. xp Zmienić ci nick?
[Obrazek: 60tl.png]

They're listening but they can't hear
They're looking but they can't see
Luna
Gość

 
19-10-2013, 18:56
Prawa autorskie: ~Rillrex || artiststallion

Imię: Luna (łac. księżyc)
Płeć: ona
Wiek: 11 miesięcy
Gatunek: gepard
Historia (Minimum 5 zdań złożonych): Urodziła się w wielkiej oazie. Żyła sobie spokojnie z 2 braci . Była najmniejsza i najmłodsza z dzieci. Jej rodzina od pokoleń żyła w przyjaźni z pawianami, które opiekowały się tym skrawkiem zieleni. Rodzice bardzo kochali swoje dzieci i starały się o wszelkie wygody dla potomstwa. Jednak utopia malców szybko się skończyła. jakiś lampart, który wybrał się na polowanie zaszedł do oazy. Ojciec Luny poświęcając własne życie wypędził kota z dala od oazy. Tak więc została im tylko matka, która z trudem zdobywała pokarm dla siebie i 3 kociąt. Potem wkroczyły lwy. Zabiły pawiany, a potem chciały zabić jej matkę i braci. Ocalała jedyna, ponieważ była wystarczająco mała, żeby zmieścić się w małej dziupli w drzewie. Gdy było po wszystkim, jakaś lwica znalazła ją i wychowała jak własne dziecko. Jednak gdy doczekała się własnych, opuściła są. Teraz tuła się samotnie po ziemiach 4 stad...
Ozdoby i ich pochodzenie: brak

Regulamin przeczytany?: przeczytany
Hasło wysłane?:wyslane

Popraw statystyki. Spójrz, w wieku 11 miesięcy powinnaś mieć rozdzielone 90 pkt., a ty rozdzieliłaś 105: https://pbf.krollew.pl/showthread.php?tid=18

---

Teraz akcept. :)
Derion
Duch
*

Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:zdechł, miał wtedy ok. 7 lat Znamiona:Stada ZG na lewym barku Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:964 Dołączył:Paź 2013

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 87
Zręczność: 75
Spostrzegawczość: 70
Doświadczenie: 44

27-10-2013, 01:30
Prawa autorskie: av - Rag, obrazek w podpisie - Szczurzysława, ref - ja
Tytuł pozafabularny: VIP

Imię: Derion

Płeć: samiec

Wiek: 5 lat <

Gatunek: lew

Historia:Derion przyszedł na świat jako Lwioziemiec. Dorastał pod opieką matki, Hery, a jego dzieciństwo obyło się bez niepotrzebnych ekscesów i bez udziału ojca, znanego mu z imienia jako Kew. I nie trwało zbyt długo. W wieku ledwie jednego roku młodzik postanowił zakosztować życia na własną łapę i opuścić rodzinne strony. Kolejny rok spędził w szeregach Stada Złotej Gwiazdy, najpierw, zapoznawszy się z podstawami ziołolecznictwa, jako medyk, Majordomus, a po niedługim czasie piastując funkcję Hetmana. Czas tam spędzony przypadł na najlepszy okres w życiu lwa, kształtując jego pojęcie o wartości przyjaźni, wierności ideom, wierze w Matkę Naturę. Oczywiście, że nawet najbardziej górnolotne frazesy nie mogły stłumić jego porywczej natury, skłonności do pakowania nosa nie tam, gdzie trzeba i zamiłowania do przygód (fantastyczne pamiątki w postaci blizn i kulawej prawej tylnej łapy). I nic, jak to zwykle bywa, nie zapowiadało nadchodzących zmian. Nawet śmierć przywódczyni miała być tylko chwilowym brakiem stabilności, przejściowym stanem, z którego wszyscy mieli się otrząsnąć.

Później wszystko potoczyło się nieprzyzwoicie szybko i nie po jego myśli. Horda hien, która zasiedliła Ziemie Czterech Stad przywiodła ze sobą całe mnóstwo osobników niezbyt zainteresowanych okupowaniem tych terenów na dłużej, niż tylko na moment. I za takimi polazło dwuletnie lwisko; nie z własnej woli, lecz bardziej zmuszone przez ilość kłów w ich paszczękach, niemniej jednak polazło. Skierowali się na wschód, daleko poza znane Derionowi tereny.

Przy odrobinie szczęścia po kilku tygodniach udało mu się opuścić niezacne i przymusowe towarzystwo padlinożerców. Znalezienie drogi powrotnej nie stanowiłoby problemu, jednak chęć poznania niezbadanych wcześniej terenów i zachęty ze strony nowo poznanych przyjaciół wydawały się być bardziej kuszące. Zaczepione o grupkę hulajdusz, lwisko zaczęło wędrować, gdzie ich nogi poniosły, sukcesywnie odtrącając wartości, wedle których postępowało. Były lwice, siniaki, zioła w wersji dotychczas nieznanej i jeszcze raz lwice. W trochę bardziej zatłoczonym światku niż ten, do którego przywykł tutaj.

Degrengolada postępowałaby dalej, gdyby na drodze Deriona nie stanął Mistrz - lew, o którym Derion nie przywykł zbyt wiele mówić i z którym, w gruncie rzeczy, nie miał zbyt wiele do czynienia. Spotykali się rzadko i przez niedługi okres czasu, z inicjatywy tego drugiego, który to zapałał do osoby Deriona nigdy nie okazaną mu sympatią. Był wówczas około siedmioletnim medykiem samoukiem, który w zamian za dzielenie się ze swoim uczniem perełkami z dziedziny ziołolecznictwa wykorzystywał jego siłę i niestępione wiekiem kły. Początkowo więc za pośrednictwem Mistrza, po kilku miesiącach na własną łapę i za sprawą sprowadzenia swojego życia do poszukiwania chwilowych przyjemności, lwisko oferowało się jako płatny morderca. Autorytet, jaki znalazł Derion w Mistrzu mocno kształtował jego charakter, ale - powiedzmy sobie szczerze - trzyletnie lwisko nie chciało być już prowadzone przez nikogo za rączkę.

Kolejne dwa lata upłynęły więc na robieniu tego, w czym Derion czuł się najlepiej. Był odpowiednio wyposażony i nie uważał, by towarzysząca mu przez większość czasu samotność w jakikolwiek sposób go niszczyła. Nie wydarzyło się wówczas już nic przełomowego i być może uświadomienie sobie monotonności prowadzonego życia zmusiło go do zawitania ponownie w te strony.

Ozdoby i ich pochodzenie: Znamię dawnego Stada Złotej Gwiazdy na lewym barku, a także szmaragdowy kamień zdobyty podczas wyprawy po Amulet Staroone.

Regulamin przeczytany?: yup

Hasło wysłane?: yup, z konta Luka

Akcept.
Vervia
Konto zawieszone

Płeć:Samica Wiek:Miesiąc. Liczba postów:9 Dołączył:Lis 2013

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 5
Zręczność: 5
Spostrzegawczość: 5

02-11-2013, 18:34
Prawa autorskie: Malaika4

Imię: Vervia
Płeć: Samica.
Wiek: Nienarodzona.
Gatunek: Lwica.
Historia (Minimum 5 zdań złożonych): Ciężko cokolwiek tu napisać. Może tak... Zrodzi się z gwałtu, popełnionego na niczego winnej lwicy, zwanej Eleyna i jakiegoś tam obcego jej samca. Na razie, w przeciwieństwie do jej siostry niecierpliwie czeka na wydostanie się z tej ciasnoty, jaką jest brzuch jej matki. Cóż, nie wie jeszcze, że wydarzy się to już w najbliższym czasie. Tyle.
Ozdoby i ich pochodzenie: Brak.

Regulamin przeczytany?: Mhmm.
Hasło wysłane?: Mhm.

Ok, akcept, tylko wpisz staty. Ja wiem, że postać się jeszcze nie urodziła, ale po te 5 pkt. możesz już wpisać. :)
Destiny
Konto zawieszone

Płeć:Samica Wiek:dorosła Liczba postów:25 Dołączył:Lis 2013

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 60
Zręczność: 80
Spostrzegawczość: 70

07-11-2013, 20:01
Prawa autorskie: av: Malaika // syg: Piratelila

Imię: Destiny
Płeć: Samica
Wiek: Dorosła
Historia: Urodziła się daleko poza terenami czterech stad - w nowo co założonym stadzie składającym się z Matki Desti, jej ojca oraz ciotki. No cóż... stado dopiero się rozrastało, a po narodzinach samicy i jej rodzeństwa, powiększyło się aż o czterech członków. Poród nie był łatwy. W końcu nie często zdarza się zobaczyć lwie czworaczki. Wszystkie były takie same jak rodzice - o sierści złocisto-beżowej oraz zielonych. No, wszyscy, poza Desti oczywiście. Jej sierść była bardzo ciemna- niemal czarna, a oczy koloru czystego błękitu. Dzieciństwo nie przychodziło jej łatwo - miała trudności z polowaniem w dzień, kiedy to rodzice uczyli pozostałe rodzeństwo. Zawsze czuła się odtrącona przez los, a problemy ze strony rodziny tylko pogłębiały jej smutek. Już po osiągnięciu dojrzałości odeszła ze stada - w sumie to rodzice chętnie ją pożegnali z racji jej charakteru, który do najłagodniejszych nie należał. Zawsze Desti była nieprzewidywalna oraz wybuchowa (co mimo wszystko BARDZO rzadko się zdarzało), a jej oczy na każdym kroku emanowały... emanują ironią. Jest, o dziwo, dość towarzyska, lecz o miłą i ciekawą rozmowę trudno. Stara się uczyć wszystkiego jeszcze raz. Jej przygoda z KL zaczyna się od dotarcia na te tereny. Podróż nie była długa i męcząca, a raczej krótka i przyjemna (jako że samica jest dość wytrzymała). Dodam jeszcze, że można ją bez skrupułów nazwać bezduszną wiedźmą - tylko jej tym pochlebiacie. Do teraz Destiny jest kiepską łowczynią, ale ze swoim sprytem, zręcznością i spostrzegawczością, jest w stanie szybko się uczyć.
---
+Następny rok jej życia był dość... niepewny. Cztery Stada się rozpadły. Nie było Złej Ziemi, więc Destiny założyła razem z Darkned Kryształowe Przymierze. Nie trwało ono długo, gdyż wkrótce Darkned odeszła, a czarna była zbyt młoda i niedoświadczona, by zajmować się stadem. Zmieniła się bardzo podczas wydarzeń tuż sprzed opuszczenia terenów Czterech Stad i to dlatego postanowiła udać się w jakieś inne miejsce, by nieco to przemyśleć. Teraz znowu wróciła, by poszukać tego, co znalazła tutaj kiedyś.
---
+Kolejne odeście, kolejny odpoczynek, kolejny powrót. Kręciła się przez jakiś czas w okolicy terenów czterech stad. No, ale było chyba bez niej zbyt spokojnie. Czas znowu coś namieszać!
Ozdoby i ich pochodzenie: złamany ogon... pochodzenie? Kami.

Popraw staty, powinnaś mieć 60 pkt. siły.

Ok, akcept.
[Obrazek: sm6y.png]
Goo
Gość

 
15-11-2013, 23:12
Prawa autorskie: av: Malaika // syg: Piratelila

Imię: Goo.
Płeć: Samica
Wiek: 2 lata
Gatunek: Gepard
Historia:

Urodziła się w ogromnej, zimnej jaskini. Nie była planowana, co to to napewno nie. Otóż, jej matka - Venezia została kilka dni, tygodni bądź miesięcy wcześniej zgwałcona. Fakty faktami, nie oszukujmy się. A jako, że była zimna jak lód, no po prostu zostawiła maleństwo w tej zimnej jaskini na pastwę losu. Znalazł ją niejaki Moe. A kim był? Boski leopard z niesamowitym powodzeniem u kobiet. Wróg innych mężczyzn. A może to nawet on zgwałcił jej matkę, kto wie ko wie... W każdym razie został jej Stróżem. Ochronił ją przed drapieżnikami, ptactwem i tym podobne tylko dlatego, żeby w przyszłości mogła bronić kobiecych praw. I tak właśnie jest. Została samotnikiem, wędruje sobie po świecie i walczy o wolność. O sprawiedliwość. A pozory mylą, bo zwabia do siebie ofiary uroczym zachowaniem i słodkością. Udawaniem bezmózga, a potem niesamowita walka. To jest to!

Ozdoby i ich pochodzenie:

Jedna i jedyna ozdoba, którą podłapała podczas jednej z wędrówek po okolicach. Zapewne podczas jednej z wycieczek wypadło komuś. A jest to dziwny sznur ze ślicznym, małym kamyczkiem. No dobrze, nie przesadzajmy. Mały to on nie był. Wielkości dłoni noworodka. Spodobało jej się, więc wzięła. Najlepsze problemy były z założeniem tego. " Na nogę? ", " na ogon?", "na głowę?". Podczas wielu prób, mała ozdóbka wylądowała na jej szyi. No i tak zostało.

Regulamin przeczytany?: Tak~
Hasło wysłane?: Tak~

Zmień lub rozwiń historię Twojej ozdoby, dopisz szczegóły - bardzo mało prawdopodobne, żeby w XIX wieku ktoś wędrował przez sawannę i zgubił obróżkę z dzwoneczkiem.
A poza tym masz niepoprawnie rozdzielone statystyki. Dorosłe samice powinny mieć co najmniej 75 pkt. zręczności.

ok, akcept
Heike
Konto zawieszone

Gatunek:Lew Płeć:Samica Wiek:2 lata Znamiona:0/0 Liczba postów:5 Dołączył:Lis 2013

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 63
Zręczność: 81
Spostrzegawczość: 66
Doświadczenie: 10

17-11-2013, 16:07
Prawa autorskie: Własne

Imię: Heike
Płeć: Samica
Wiek: 2 lata
Gatunek: Lew
Historia:
Miała to nieszczęście urodzić się w stadzie, w którym brakowało samców, a w którym posiadanie męskiego potomka było tradycją i najwyższym punktem honoru lwa. Jej ojcem, podobnie, jak ojcem wszystkich lwiątek gromady był przywódca, Tavu. Miot, do którego należała liczył dwoje kociąt. Jednak momentu porodu nie przeżyła ani jej matka, ani - ku niewyobrażalnemu rozgoryczeniu ojca - jej brat bliźniak. Szamanka, obecna przy porodzie nie zamierzała bowiem kryć przed starym lwem prawdy. Obdarzony wolą walki, lecz dużo słabszy i mniej rozwinięty samczyk żyłby, gdyby równie wojownicza siostra nie wydostała się pierwsza na zewnątrz umierającej lwicy. Wówczas przed rozerwaniem Heike na strzępy powstrzymał przywódcę jedynie mały prześwit pewnego pomysłu. Lwiątko wydawało się silne i podobne do ojca jak dwie krople wody. A co ważniejsze, miało zaczątki grzywki na głowie i karku, co w tamtym rejonie nie było częstym u lwic. Ponadto dość długa i gęsta sierść czasowo zakrywała, co było trzeba.
Dla Tavu nieistotną rzeczą była wątpliwa przyszłość lwiczki w roli upragnionego syna, z resztą nie zależało mu specjalnie na tym, by stado po jego śmierci przetrwało. Trudno bowiem widzieć świat wokół siebie, gdy przesłania go własna duma. A duma przywódcy bywa na prawdę wielka.
Zamierzał utrzymać lwiątko przy życiu przez kilka miesięcy, wychować je jako lwa a następnie dyskretnie 'usunąć'. Nadał mu imię, które mogło należeć zarówno do lwicy, jak i do lwa.
Nazajutrz liczne stado powitało swego przyszłego przywódcę. Tylko jedna z lwic znała prawdę - Szamanka, rodzona, młodsza siostra samego Tavu. Znała ona brata i jego wrodzone okrucieństwo lepiej, niż ktokolwiek. Wiedziała, iż lepiej, by lwiątko umarło teraz naturalną śmiercią, niż by miało zginąć ze szponów przywódcy. Nie żywiła do Heike żadnych uczuć. To nie było w naturze lwic ze stada Tavu. Mimo to zdecydowała się odczekać miesiąc, aż lwiczce urosną pierwsze zęby i wówczas pod osłoną nocy wynieść ją poza obszar, objęty władzą brata.
Nigdy nie ziściła swego planu. Nim minęły trzy tygodnie od dnia narodzin Hekie, podejrzliwy nad wszelką miarę Tavu zadecydował o przejściu siostry na wygnanie. Gdy ona i kilka lwic ze stada zaprotestowały rozkazowi, nieznoszący sprzeciwu przywódca zabił Szamankę i najbardziej oddaną jej uczennicę. Reszta buntowniczek zaś musiała pogodzić się z utratą lwiątek. Jednak także i na nim rzeź odbiła swe piętno, które w przyszłości miało zadecydować o jego klęsce i jednocześnie o przetrwaniu Heike. W krótkiej, z góry przesądzonej walce siostra zadała lwu poważne rany oka i łap. Przez następne miesiące jego stan pogarszał się, w głębokie szramy z czasem wdało się zakażenie.
Tymczasem Heike rosła. Jednak próby wpajania jej przez ojca przekonania o tym, że jest lwem spełzły na niczym. Ciotka tuż przed śmiercią ostrzegła niewiele rozumiejącą wówczas lwiczkę, by nie wierzyła w żadne nauki Tavu, gdyż w rzeczywistości jest taka sama, jak pozostała część stada, oraz by nie lekceważyła go i, gdy nadejdzie odpowiedni moment, stawiła mu opór.
Minął rok i przywódca zrozumiał, iż nie może dłużej ukrywać przed lwicami prawdy o jego potomku. Nie mógł dłużej ograniczać czasowo wyjść Heike poza jaskinię i chować jej przed stadem.
Był słaby. Bardzo słaby. Przeklinał swą nieżyjącą siostrę za zadane mu rany. Jednak pozostawał wciąż przywódcą. I wierzył, że przywódcy, obdarzonego wszak szczególną mocą przodków nie można tak po prostu pokonać.
Nadszedł wreszcie sądny dzień. Dzień, który dla jednego ze stada okazał się ostatnim. Tavu chciał wywabić córkę poza granice terytorium, które i tak ostatnimi czasy skurczyły się drastycznie pod wpływem jego nieudolnych rządów, by tam zabawić się jej życiem a na końcu je zgasić. Chciał odpłacić jej za jeden dzień upokorzenia i jedenaście miesięcy życia w niepewności.
Heike jednak wspomniała wówczas ostrzeżenie Szamanki, które przezornie nosiła zawsze w sercu. Gdy więc ojciec po długim czasie trzymania jej w ciemnościach nieoczekiwanie poprosił ją o spacer, poczuła, że nadszedł moment, o którym mówiła ciotka.
To był moment, w którym pozostałe lwice poznały prawdę. Do tej pory milcząca w ich obecności córka przywódcy, sprzeciwiła się władcy i tym samym, samym swym głosem wydała jego kłamstwa. Rozwścieczony Tavu rzucił się na lwicę. Nie spodziewał się jednak, że całe stado, dotychczas żyjące pod jego uciskiem i w strachu przed jego potomkiem po raz pierwszy stanie w obronie jednego członka.
Lew został pokonany. Jednak lwicom pozbawionym przywódcy także groziła zagłada. Z zewnątrz w każdej chwili mógł nastąpić atak. Wobec tej sytuacji, niegdyś potężne i liczne stado rozproszyło się. Heike także ruszyła w swoją stronę. Wydarzenia z przeszłości pozostawiły w jej duszy trwały ślad. Nie chciała już nigdy przynależeć do żadnego ze stad na afrykańskiej równinie. Chciała żyć samotnie.

Ozdoby i ich pochodzenie: Brak

Regulamin przeczytany?: Jasne
Hasło wysłane?: Mhmm

Popraw statystyki i będzie akcept (żadna ze statystyk nie może być niższa niż 60pkt). Poza tym wszystko okej.

Uciekło Ci teraz gdzieś dodatkowe 6 punktów, które masz jako samotnik (210+6).

Ok, akcept.
Castiel
Konto zawieszone

Płeć:Samiec Wiek:Ponad trzy wiosny Znamiona:0/0 Liczba postów:17 Dołączył:Lis 2013

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 78
Zręczność: 66
Spostrzegawczość: 66
Doświadczenie: 10

19-11-2013, 20:03
Prawa autorskie: Avatar (c) Znajoma ^^; Obraz w podpisie (c) svxx; Podpis (c) Yui

Imię: Castiel
Płeć: Samiec
Wiek: Ponad trzy wiosny już za nim.
Gatunek: Lew
Historia: Ciężkie jest powracanie do przeszłości. Tym bardziej, jeśli jest ona okropnie dotkliwa i bolesna, tak jak w przypadku Castiela. Zacznę od początku, bowiem już wtedy stało się jasne, iż jego życie nie będzie kolorowe, a wręcz przeciwnie - czarne, ponure, pełne cierpienia, o ile nie powiedzieć wręcz obleśne w swe brzydocie. Urodził się z pewnością gdzieś w strefie międzyzwrotnikowej i z pewnością było to na sawannie. Gdzie to dokładnie było - nie jestem w stanie określić, bowiem sam Castiel wyparł takie informacje ze swojej jaźni, gdyż chciał zapomnieć o swej niezwykle bolesnej historii. Był jednym z czworga dzieci wspaniałych życiowych partnerów - Uriel'a i Lizbeth. (Kiedy Cas przyszedł na świat został obdarzony innym imieniem, które wyparł ze swego umysłu już dawno). Oboje byli naprawdę nietuzinkowymi postaciami, którzy potrafili okazywać swą niezwykłą miłość w przecudowny sposób. Jednakowoż, kiedy Castiel wraz z rodzeństwem, pojawił się na świecie, rodzice zaczęli czuć do niego dziwną urazę, chociaż można się pokusić o użycie słowa wstręt, gdyż często w taki sposób Castiel zwykle odbierał zachowanie rodziców w stosunku do niego. Jednakowoż Cas nie potrafił nigdy żywić do rodziców urazy z tego powodu. Wręcz przeciwnie. Wierząc w siły wyższe (to jest wierząc w anioły) co noc modlił się o zdrowie dla rodziny. Z czasem okazało się, iż nawet rodzeństwo, które do tej pory nie miało oporów we wspólnych relacjach z bratem, zaczęło go unikać. I nadal pozostawało w nim to dziwne zachowanie, którego nie był w stanie nikomu wytłumaczyć. Po prostu nie czuł do nich żalu... Właściwie sam zaczął w pewnym momencie zdawać sobie sprawę, iż nie pasuje do nich. Coś w głębi mówiło mu, że powinien odejść.
Kiedy miał około roku, zbudziły go nocne ryki i oślepiający blask dziwnego światła. Kaszel spowodowany rozprzestrzeniającym się dymem rozbudził go na dobre. Wybiegłszy ze swej groty ujrzał ogromne pola ognia. Strach? Wściekłość? Lęk? A może radość? Wszystkie uczucia, jakie głębiły się w jego wnętrzu były do tego stopnia zmieszane, że nie potrafił ich wyodrębnić. Nie chciał tracić czasu na stanie i patrzenie się na zbliżającą ogromnymi krokami klęskę. Zaczął szukać. Szukać rodziny. Dziwne. Powinien był wówczas ich olać i ratować swój byt. Ale nie potrafił uciec. Ucieczka nastąpiła dopiero wtedy, gdy ujrzał swą rodzinę martwą. Wówczas wiedział już, że nie ma szans na ich odratowanie. Po prostu uciekł. Czuł się jak tchórz, zbiegając z miejsca tej strasznej katastrofy. Ale cóż wówczas mógł czynić? Ucieczka była jedynym wyjściem. Oczywiście posiadał alternatywę - mógł zostać i spłonąć wraz z rodziną. Jednakowoż któż by tak postąpił? A więc młody, praktycznie niedoświadczony Cas uciekał gdzieś na północ. Były dni głodu, były dni niezwykłej nędzy... Aż w końcu odnalazł swą oazę spokoju, gdzie osiedlił się i wkrótce potem poznał wspaniałą samicę, która niedługo potem stała się jego partnerką i wydała mu na świat trójkę dzieci. Lwicy na imię było Masai Mara. Była przepiękną i osobliwą samicą w jego oczach, której był w stanie poświęcić cały swój żywot. Była jedyną osobą, której kiedykolwiek opowiedział o swej tragedii z przeszłości. Jednakowoż jak się wkrótce okazało, Cas nie zasługiwał na szczęście. Kłusownicy dopadli Masai oraz ich dzieci, które wówczas ledwo były zdolne do poruszania się. Sam Castiel był wówczas daleko od swego domu, na polowaniach. Wróciwszy z obfitym łowem, zastał puste legowisko. A był to wieczór. Wybrał się zatem na poszukiwania partnerki i dzieci...
I znalazł ich.
A właściwie pozostałości po obfitej kolacji i ogniu, a także smród powoli rozkładających się ciał. Nawet nie wyobrażacie sobie jak wielka była jego rozpacz. Miał wówczas ponad dwa lata. Był jeszcze młody. Miał tak naprawdę całe życie przed sobą... A przeszedł już tyle okrucieństw, że nie potrafił ich nawet przyjmować do siebie.
Była do pierwsza noc i ostatnia noc, kiedy uronił łzy.
I znów uciekł. Jak najdalej. Kto wie? Możliwe, że starał się w ten sposób uciec od goniącej go przeszłości, która nie dawała chwili wytchnienia. A może po prostu, najzwyczajniej w świecie bał się tego wszystkiego? Może był to dlań zbyt mocny cios... On sam nie potrafił znaleźć odpowiedzi na to pytanie.
Ucieczka otworzyła przedeń nowy etap życia. To właśnie wtedy przyjął na swe barki nowe imię, które miałoby jakoby pieczętować początek nowego rozdziału. Castiel - od imienia jednego z niewymienianych w Biblii archaniołów Kasjela, bowiem uważał, iż anioły trwają nad nim codziennie. Chociaż tyle w życiu przeszedł.
Przez około rok błądził po Afryce, aż w końcu dotarł nad sawanny, które zamieszkiwane są przez wiele stworzeń, a w szczególności przez Lwy. Odnalazł w końcu Lwią Krainę. Wyzuty ze wspomnień, łaknący odrobiny szczęścia w swej nędznej egzystencji wciąż czegoś szuka. A jakie są jego cele? Któż jest w stanie znaleźć odpowiedź na to pytanie, jeżeli nie on sam...?
Ozdoby i ich pochodzenie: Brak

Regulamin przeczytany?: Oczywiście.
Hasło wysłane?: Tak.

Samiec powinien mieć minimum 75 pkt siły, brakuje też dodatkowych punktów, które masz jako samotnik (+ 6 pkt do rozdzielenia).

Teraz ok. :) Akcept.
[Obrazek: az5i.jpg]

Czy ludzkie życie jest zbyt długie, by wymazać uczucia?
Ponieważ chciałbym od nowa spróbować
Zrobić to, co pozostawiłem nieskończone.

Powinienem ciągle gonić za swoimi marzeniami,
Potykając się na tej wąskiej, pełnej zakrętów drodze.
Szukam utraconego nieba, ale nie chcę wracać do "starych czasów".
Przestań się smucić,
Jakbym stał się ofiarą tylko po to, by móc zrozumieć.
Grzech nie kończy się tylko łzami,  
Musisz nieść ten ból na swoich ramionach przez cały czas.
Na kogo czekam w tym labiryncie uczuć, z którego nie widać wyjścia?
Zapisując je w białym notesie,
Chciałbym jeszcze więcej wyrzucić z siebie.
Od czego pragnę uciec?
Od rzeczywistości?

Żyjemy po to, by spełniać swoje marzenia.
Zamierzam to wykrzyczeć: słyszysz mnie?
Nie mam już miejsca, do którego mogę wrócić,
Dlatego nie mogę iść po linii najmniejszego oporu.
Zawsze jestem wdzięczny za życzliwość,
Dlatego chcę stać się silniejszy...  
Jestem już w drodze.
Przyjmę ten ból z rozrzewnieniem.
Soe Khalia
Konto zawieszone

Płeć:Samica Wiek:3 lata Znamiona:0/0 Liczba postów:5 Dołączył:Lis 2013

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 63
Zręczność: 73
Spostrzegawczość: 74
Doświadczenie: 10

19-11-2013, 22:01
Prawa autorskie: Rysownicy Disneya

Imię: Soe Khalia
Płeć: Samica
Wiek: Trzy lata
Gatunek: Lew
Historia (Minimum 5 zdań złożonych): Nie była opuszczonym, pokrzywdzonym przez los, samotnym lwiątkiem. Wychowała się w szczęśliwej rodzinie - jest wesoła i przyjacielska. Urodziła sięnad rzeką, jako siostra dwójki braci. Wychowywała się właśnie tam, tam uczyła się polować, wspinać, tam poznawała życie. W końcu odłączyła się jednak od rodziny - chciała żyć sama, na własną rękę, może kiedyś założy własne stado? Może.. Dalej błąka się po Lwiej Ziemi, po większości Afryki właściwie. Uwielbia poznawać nowe zwierzęta, lubi wspólne polowania.
Ozdoby i ich pochodzenie: Brak

Regulamin przeczytany?: Ay Ay, Kapitanie! Tak.
Hasło wysłane?:Of kors. Pewnie.

Akcept.
Kalani
Dobrotliwa | Konto zawieszone

Płeć:Samica Liczba postów:722 Dołączył:Lis 2013

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 80
Zręczność: 82
Spostrzegawczość: 67
Doświadczenie: 17

08-12-2013, 00:16
Prawa autorskie: MadKakerlaken
Tytuł pozafabularny: VIP

Imię: Kalani
Płeć: samica
Wiek: 6 lat
Gatunek: lew
Historia (Minimum 5 zdań złożonych): Kalani przyszła na świat jako córka jednej z łowczyń pewnego zamieszkującego odległe ziemie stada. Jej życie toczyło się normalnie - żadnych problemów, obowiązków, a dnie spędzała z dwójką najlepszych przyjaciół - Kahawianem i Machozi. Ta dwójka żyła w sąsiadującym stadzie, z którymi rodzinna grupa Kalani żyła we względnej przyjaźni. Między lwiątkami kwitła przyjaźń, która z czasem mocno się zacieśniała. Byli w stanie zrobić dla siebie wszystko. Nic więc dziwnego, że i bursztynowooka, i Machozi, obrały sobie za cel miłosnych podbojów młodego wówczas Dwugrzywego. Druga z nich widząc, że ów prędzej ma się ku kawowej, ustąpiła jej miejsca. Oddała jej swoją szansę na szczęście, za co Kalani była jej dozgonnie wdzięczna i zyskała do niej szacunek.
Czas płynął, a miłość między Kahawianem a Kalani rosła. Niestety, o ile stada tych dwojga się tolerowały, to związki między członkami były bezwzględnie zabronione. Musieli się zatem spotykać po nocach, ukradkiem. Wszystko to trwało mniej więcej do czasu, gdy osiągnęli dorosły wiek. Pewnie wyszli by na jaw ze swoim związkiem, gdyby lwica nie była zazdrosna o przyjaciółkę ukochanego. Pokłócili się tak zjadliwie, że postanowili już nigdy więcej się nie widywać. Rozeszli się, każdy w swoją stronę. Zrozpaczony rozstaniem samiec związał się w końcu ze swoją przyjaciółką. Mieli się już więcej nigdy nie ujrzeć. Kalani nie żałowała tej decyzji, dopóki nie spostrzegła się, że jest w ciąży.
Kalani była zmuszona rodzić swego syna po cichu - nikt nie mógł się dowiedzieć o istnieniu młodego, gdyż jako dziecko lwa spoza stada musiałby zostać zamordowany. I wtedy na ratunek przyszedł Jurigo, jeden ze starszych wojowników, który od dawna kochał się w młodej matce. Przyznał oficjalnie, że noworodek jest jego synem, co oszczędziło jego życie. Samica w dowód wdzięczności nazwała malca Asante Sana, co w suahili oznacza "dziękuję bardzo". Wkrótce i ona znalazła ukojenie, właśnie w łapach wybawiciela swojego syna.
Ten zaś rósł jak na drożdżach, pod czujnym okiem Kalani i Jurigo. I chociaż kochał swoich rodziców i był wdzięczny za uratowanie życia, to wrodzona ciekawość nakazywała mu odnalezienie Kahawiana. Matka stale zabraniała mu wychodzenia na tereny stada ojca, więc nabrał podejrzeń, że właśnie tam go znajdzie. Kiedy jednak przed rokiem, w wieku lat dwóch wyrwał się w końcu spod pieczy matki i zawędrował do dawnego domu brązowofutrego, nie zastał tam go. Usłyszał historię o walce między braćmi i tragedii, jaka spotkała tego o dwubarwnej grzywie. Ciekawość Asantego nie została nasycona, więc ruszył w dal, by jednak odszukać Kahawiana - i dowiedzieć się, kim sam naprawdę jest.
I właściwie do tego momentu w życiu Kalani panował spokój. Po jakimś czasie do stada powrócił Sana. Matce nie pozwolono jednak zbyt długo cieszyć się powrotem jedynego syna - młody zmarł na jej łapach na chorobę, która szalała na Ziemiach Czterech Stad. Wkrótce epidemia zebrała krwawe żniwo wśród pobratymców Kalani. Jej, Jurigo i paru innym udało się ostać. Zrozpaczona lwica uciekła wtedy od bliskich, by znaleźć Kahawiana i wyznać mu prawdę o synu. [więcej TUTAJ]
Po tym spotkaniu kawowa długo nie mogła zapomnieć o Dwugrzywym, a każdy dzień u boku Jurigo był dla niej katorgą. Jedynym spoiwem, które okazało się trzymać ją przy starszym lwie, był Asante Sana, którego pogrzebała na stadnych ziemiach. Chcąc odnaleźć wewnętrzny spokój, wybrała się na poszukiwanie ognistookiego. [więcej TUTAJ] Niestety, coś poszło nie tak i Kalani wróciła do partnera - lecz tylko po to, by odnaleźć jego martwe ciało wśród afrykańskiej ciszy.
Sama nie wie, dlaczego znów znalazła się na Ziemiach Czterech Stad. Wie, że powiedziała parę słów za dużo, których nie może cofnąć. Coś jednak kazało jej znaleźć się właśnie tutaj.
Ozdoby i ich pochodzenie: brak

Regulamin przeczytany?: Tak.
Hasło wysłane?: Tak.
Konrad
Konto zawieszone

Gatunek:Klusek Wiek:2,7 Liczba postów:3 Dołączył:Sty 2014

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 70
Zręczność: 70
Spostrzegawczość: 70
Doświadczenie: 10

07-01-2014, 00:13
Prawa autorskie: Moi/ Sapkowski (cytat)

Imię: Konrad
Płeć: Na samicę to się nie nadaje…znaczy, samiec.
Wiek: 2,7 roku.
Gatunek: Lew, prawdopodobnie z melanizmem, patrząc na sierść…
Historia (Minimum 5 zdań złożonych): By posiąść punkt odniesienia, urodził się w tej samej krainie z której przybył Arne. Właściwie należy do odpowiedzialnych za jego “przeprowadzkę”, ale o tym za chwilę.
Z krwi jest członkiem rodziny która niegdyś władała tamtejszą krainą, co nie znaczy, że straciła ważną pozycję. Nigdy jednak nie cieszył się szacunkiem innych lwów, nawet jak na młodzika, ani też nie wyróżniał się niczym pozytywnym. Przynajmniej w oczach środowiska, chyba po prostu nikt tego nie widział. Był raczej chłopcem do bicia jak już, ogółem więc nie wiadomo wiele z jego przeszłości, bo kto zwraca uwagę na takich osobników?
W ten sposób również przeoczono jego coraz to częstsze znikanie.
Dlatego nie dziwota, że krewni później nie poznali w nim tej samej osoby - gdy wpatrywali się w w zachwycającego lwa, mającego przynieść kraju nowy porządek - rzekomo potrzebnego przez mieszkańców. A jemu towarzyszyła grupa innych, olśniewających kotów-reformatorów. Jakież to wszystko było efektowne! Z czasem nastroje walki o przemianę i lepsze jutro przybrały tak na sile, że władcy nie byli w stanie nad tym zapanować. Zwłaszcza, że nieoczekiwanie z byciem autorytetem zrobili się jacyś… passé. Niegodziwcy, ukrywać przed wszystkimi taką straszną prawdę! Obalić czym prędzej!
Tak oto fascynujący jegomość imieniem Konrad, który ostatnio się wybił w opinii publicznej, poprowadził rewolucyjną falą i zmiótł ówcześnie rządzących. Od teraz, nie będzie panował żaden despota - jednak jedność ich krainy będzie symbolizował król, pełniący funkcje reprezentacyjne. Zgadnijcie kogo wybrano? A polityką będą zajmowali się inni…
Koniec spektaklu. Poszło według umowy… problem, że nie do końca. Podczas finiszowania swojej roli, Konrad wykazywał się pewnym podejrzanym zachowaniem. Czyżby odechciała mu się współpraca z tymi, którzy wnieśli go na wyżyny? Tymi, których widownia nie widzi? Jednak odwrotu już nie ma - sprzedanej duszy nie można odzyskać. Za to stracił ich zaufanie. Zwłaszcza, że cudem ex-władca, Arne, wydostał się z niewoli, przy czym nie zdążyli z niego wyciągnąć istotnych informacji. Tak oto czarnooki wraz z delegacją został wysłany na jego poszukiwania - a właściwie wygnany. Nie wróci dopóty nie przyprowadzi uciekiniera.
Oficjalnie król wybrał się na wyprawę, najwyżej zdarzy mu się w drodze umrzeć jakąś bohaterską śmiercią…

Ozdoby i ich pochodzenie: Szarfa, na znak że nie jest ordynarnym przechodniem, chociaż to może już wskazywać jego eskorta… (chociaż ona nie zawsze przy nim może być).

Regulamin przeczytany?: Oui
Hasło wysłane?: z Arniucha.

Tak, ta cholibna postać eventowa
[Obrazek: 5ulbvk.png]
Ofra
Konto zawieszone

Gatunek:lew afrykański Płeć:Samica Wiek:6 miesięcy Liczba postów:19 Dołączył:Lut 2014

STATYSTYKI Życie: 100
Siła: 20
Zręczność: 20
Spostrzegawczość: 20

12-02-2014, 23:10
Prawa autorskie: Lineart: Malaika4 Kolor: Ja

Imię: Ofra
Płeć: Samica
Wiek: pół roku
Gatunek: lew afrykański
Historia (Minimum 5 zdań złożonych): Historia jest podobna do historii innych osieroconych tu lwiątek, więc to nic szczególnego. Otóż Ofra urodziła się w pewnym lwim stadzie, jako najmłodsza z sióstr. Wszystko było pięknie ładnie, mała rosła pod czujnym okiem matki, ojca, oraz reszty stada. I to wszystko trwałoby do dzisiaj, gdyby nie przybycie pewnego młodego samca, któremu zechciało się przejąć stado jej ojca. Przywódca stada bronił dzielnie swojego klanu, niestety młodszy od niego rywal był silniejszy i po jakimś czasie starszy z walczących został uśmiercony przez napastnika na oczach przerażonej Ofry, jej sióstr, jej matki, pozostałych lwic i ich młodych. A jak wiadomo, nowy przywódca stada nie zamierza w stadzie trzymać nie swoje młode, a więc zabił je wszystkie po kolei, łącznie z siostrami zielonookiej. Gdy tylko na nią nadeszła kolej, w pewnym momencie na lwa rzuciła się matka lwiczki, nie chcąc pozwolić na to, by ten zabił jej ostatnie i ukochane dziecko. Samcowi tylko udało się wymierzyć młodej cios w policzek, dlatego od tamtego feralnego wydarzenia, samiczka ma pamiątkę w postaci blizny na policzku. Gdy oba lwy się kotłowały, matka Ofry kazała uciekać. Przerażona lwiczka uciekła stąd, a jej matka zginęła w walce. Po jakimś czasie zielonooka trafiła na ziemie trzech stad, gdzie od jakiegoś czasu się tu błąka, mając nadzieję że znajdzie jakiegoś opiekuna, który być może wprowadzi ją do jakiegoś stada.
Ozdoby i ich pochodzenie: Brak

Regulamin przeczytany?: Tak
Hasło wysłane?: Tak

Obniż statystyki albo zmień wiek postaci.

Poprawione

Ok, akcept.
Moira
Gość

 
18-02-2014, 21:40
Prawa autorskie: Lineart: Malaika4 Kolor: Ja

Imię: Moira
Płeć: samica
Wiek: 3 lata
Gatunek: Lew
Historia:
Moira to córka Kelii i Mogora. Kiedyś żyła w stadzie i była tam szczęśliwa. Niestety pewnego dnia kiedy przechadzała się nad rzeką stała się świadkiem strasznej tragedii. Jeden ze starszych z jej stada został zabity przez dwa nikomu nieznane lwy. Od tamtej pory każdy patrzył na nią tak jakby to była jej wina. Ciągłe pytania: Dlaczego nie pomogłaś?Dlaczego na to pozwoliłaś? Nikt nie zwracał uwagi na to, że była wtedy zaledwie lwiątkiem. Jak mogła się przeciwstawić dwóm dorosłym lwom? W wieku 2 lat postanowiła odejść ze stada, zasmakować życia w którym nikt nie patrzył na nią z odrazą. Chciała zacząć nowe życie.
Regulamin przeczytany?: Tak
Hasło wysłane?: Tak

Ok, tylko wpisz poprawnego autora avatara. Autorem tego rysunku jest Dukacia.

Poprawione

Ok, akcept.


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 3 gości