Tygodniowy bonus +5 opali Otrzymuje Warsir!
|
|
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia |
Pogoda
|
Postać miesiąca:
Sierpień Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
|
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei
Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
~ Gunter, Wodospad w Ognistym Lesie
|
Samiya Niezłomna | Kapłanka Gatunek:Serwal Płeć:Samica Wiek:Dorosła Znamiona:4/4 Tytuł fabularny:Medyk / Młodszy Szaman Liczba postów:2,003 Dołączył:Gru 2012 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 50 Zręczność: 70 Spostrzegawczość: 67 Doświadczenie: 15 |
08-06-2016, 19:51
Prawa autorskie: Owlyblue (Ghalib) / LeftDuality
Tytuł pozafabularny: VIP / Maskotka Felki / Mistrz Cytatów
Ach, Księżycowa Polana. Urokliwa jak zawsze - pełna świergotu ptaków, kwiatów, krzewów i zieleni. A do tego otwarte niebo, wciąż nieco zachmurzone po niedawnym deszczu. W powietrzu unosił się czysty, mocny zapach kwiatów, lwów ze Srebrnego Księżyca i innych zwierząt oraz ziemi po deszczu. Co jakiś czas kolejne krople wody uderzały o ziemię, ale słońce wyglądało zza chmur, oświetlając okolicę.
Na pysku Samiyi błądził niewielki uśmiech, gdy prowadziła Firraela i Jicho przez ziemie jej stada. Miała ochotę zatrzymać się i spytać, czy im się podoba... Ale przecież rudy nie zobaczy bogactwa roślin i barw Księżycowej Polany. Zwolniła nieco, by móc swobodniej rozmawiać ze złotokotem. -To jest Księżycowa Polana. Wciąż na terenach Srebrnego Księżyca. - rzuciła mu uważne spojrzenie, badając, jak się czuje tutaj, na otwartej przestrzeni. To było zupełnie co innego niż dżungla. O wiele mniej przeszkód na drodze, powinno być mu łatwiej, prawda? Ale Firr mówił, że drzewa były dla niego punktami orientacyjnymi... Cóż. Tutaj drzew właściwie nie było. -Najpierw pójdziemy na Lwią Ziemię, oni na pewno mają medyka. Zresztą, chyba go nawet spotkałam kiedyś. No tak. Tamten szary lew i złota lwica, których spotkała w jaskini na wolnych terenach... Czy złota nie mówiła, że jest z Lwiej Ziemi? Z pewnością była... I proponowała pomoc Nyasiemu. Gdy ten znów jakimś dziwnym sposobem pojawił się tam gdzie ona. Wzdrygnęła się mimowolnie, przypomniawszy sobie o Nyasim. Nie widziała go od dłuższego czasu... Księżycowi dzięki! Nie zniosłaby jego widoku, jego zapachu, jego obecności, jego głosu. Po prawdzie miała nadzieję, że coś mu się stało i już nigdy więcej go nie spotka. Zacisnęła zęby, zatapiając się na chwilę we wspomnieniach i dawnych urazach. Sweet Crescent Moon, up in the sky
Won't you sing your song to Earth as she passes by?
Your sweetest silver melody, a rhythm and a ryme
A lullaby of pleasant dreams as you make your climb.
Send the forests off to bed, the mountains tuck in tight
Rock the ocean gently, and the deserts kiss goodnight.
Sweet Crescent Moon, up in the sky
You sing your song so sweetly after sunshine passes by.
|
|||
|
Aksu Konto zawieszone Gatunek:Karakal Płeć:Samiec Wiek:2 i pół Znamiona:1/4 Liczba postów:64 Dołączył:Mar 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 55 Zręczność: 50 Spostrzegawczość: 55 Doświadczenie: 15 |
08-06-2016, 20:59
Wyprawa do stada Srebrnego Księżyca okazała się znacznie trudniejsza niż ta, którą odbył przy przekazaniu wiadomości do królowej Lwiej Ziemi. Nie dość, że musiał przepłynąć przez rzekę rozdzielającą stado (a woda raczej nie należała do rzeczy, które zanadto lubił), to jeszcze konieczna przeprawa przez Wąwóz nie dawała jego gardłu odpocząć, cały czas przypominając mu o piekącym bólu pragnienia. Po tych kilkugodzinnych męczarniach, jego oczom ukazał się wodospad... niby mały, bo wielkości łapy karakala, lecz w rzeczywistości kilometry dzieliły kota od jego błękitu. „To i tak tylko kroczek” cały czas powtarzał sobie Aksu, podróżując coraz to dłuższy czas w stronę celu, aż do momentu, w którym słońce górowało wysoko na niebie. Woda może i była orzeźwiająca, jednak karakal czuł się nieswojo pijąc ją... jakby ktoś z tłumu lwów i innych zwierząt był gotów zaraz wyskoczyć na niego z pazurami. Nic takiego jednak szczęśliwie nie miało miejsca. W oddali ukazywała się wielka jakby-góra... chyba coś na wzór skał Mglistego Brzasku i Lwiej Ziemi. Aksu nigdy nie był na tych terenach, co prawda zapewne widział już kiedyś tę górę za młodu, jednak wpatrując się w nią teraz, nic mu ona nie mówiła. Była tak czy siak... interesująca, jednak nie na tyle, aby od razu skusić kota do kolejnej, długiej dość przechadzki. U stóp wspomnianej wyżej skały rozchodziła się ogromna, zielona polana... tak, to zdawało się być dobre miejsce do odpoczynku z dala od świata. Zero narzucających się, głośnych lwiątek... tylko śpiew ptaków i cień pojedynczych drzew połączony ze wspaniałym, unoszącym się wszędzie zapachem świeżości. Czas tak sobie mijał i mijał, gdy Aksu wylegiwał się na niewielkim, pustym wzgórzu. Rozglądał się dookoła, można powiedzieć, że z nudów. Lubił jednak się tak zachowywać, gdy jest spokojnie i nie musi się śpieszyć. Jego nastawienie od wyruszenia z Lwiej Ziemi nieco się zmieniło, już nie śpieszył się maniakalnie, aby zdążyć z wiadomością... w danej chwili wolał raczej poleżeć sobie tak, udając, że akurat trafił mu się dzień bez pracy. To lekceważące działanie... pracy było dużo, znacznie za dużo, a ignorowanie jej to zwyczajne głupstwo. "O. Ktoś idzie" powiedział sobie w myślach widząc trzy, "samotne" zwierzaki zmierzające w jego stronę... "serwal, złotokot i jakiś ptak. To dobra kombinacja". Ciche słowa serwalki wyrwały go z myślenia o on sam nawet nie wie czym. Wstał, strząsł z siebie kurz ostały na jego sierści i przywitał się, chcąc porozmawiać chwilę z kimkolwiek. Otaczająca jego myśli nuda przestawała mu się powoli podobać...
- Salve, nazywam się Aksu - po wypowiedzeniu tych słów ni stąd, ni zowąd kot poczuł to lekkie zawstydzenie, jakim właśnie się obarczył. - Jak mija wam dzień? - tak, ta zdesperowana próba uciszenia jego własnego głosu rozbrzmiewającego od jakiegoś czasu w głowie była głupia. Ale stało się.
Oficjalny listonosz, karakal.
Dobre pomarańczowe |
|||
|
Firrael Samotnik Gatunek:Złotokot afrykański Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Towarzysz:Pustułka ciemna Liczba postów:152 Dołączył:Mar 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 55 Zręczność: 55 Spostrzegawczość: 50 Doświadczenie: 35 |
10-06-2016, 00:39
Prawa autorskie: Vei, Inn, Ate/podpis (lineart): Lady-Tzi
Zanim Firrael wyszedł z dżungli, zatrzymał się na moment przy tej granicy, gdzie drzewa wyraźnie zanikały, ustępując miejsca trawie i krzewom. Była to chwila zawahania. Dla niego było to jak stanie na krawędzi wodospadu i gotowanie się do skoku w odmęty rzeki. Wejście w otchłań. Wiedział, że Samiya stoi kilka metrów przed nim i czeka. Jicho wirowała gdzieś w górze, ciesząc się swobodą. Złotkot nabrał trochę powietrza w płuca, jakby faktycznie skakał do wody, po czym postawił ten pierwszy, najtrudniejszy krok. Kolejne były coraz łatwiejsze.
Na zewnątrz wszystko było inne. Suche podłoże, a przynajmniej w porównaniu do ściółki dżungli. Tutaj gleba wyścielana była krótką trawą, a nie błotem i mokrymi liśćmi. Wciąż dobrze słyszał kroki towarzyszki, ale nie tak wyraźnie, jak to było w lesie. Zadziwiający był też tutejszy wiatr. Znacznie mocniejszy i przenoszący mnóstwo różnych zapachów. Część z nich była znana pustelnikowi, ale wyczuwał też odrobinę zupełnie obcych woni. Jego uszy stale poruszały się, wychwytując najdrobniejszy szelest. Większość z nich powodowana była przez wiatr. Tutaj wszystko wydawało się takie niewyraziste i rozmazane. Nie odpowiadał na słowa Samiyi. Co najwyżej kiwał głową, żeby dać znak, że jej nie ignoruje. A poza tym, oglądał się na różne strony, by pomóc uszom i nozdrzom poznawać teren. Powoli zaczynał żałować, że się zdecydował na tę wyprawę. Prawie nic nie wiedział o świecie zewnętrznym. Czuł się tutaj... ślepy. I w dodatku nie uśmiechało mu się, że będzie musiał się korzyć przed jakimiś lwami, sycąc ich pychę i narcyzm, by odzyskać wzrok. Ba, to przecież prawie niemożliwe, by się powiodło. "Prawie" to też za mocne słowo. W dodatku nie wiadomo, co może go czekać wśród tych wyznawców Księżyca. Chyba naprawdę zwariował, skoro poszedł w ciemno za tak maleńką iskierką nadziei. Co ta kotka miała w sobie, że złamała jego sceptyczne podejście do życia? Odrobinę otuchy dodała mu Jicho, która wylądowała na jego lędźwiach. Ostatecznie teraz nie ma już sensu się wycofywać. Pustułka pisnęła ostrzegawczo. Złotokot nakierował się w stronę, z której po chwili dobiegł głos. Ależ był wdzięczny, że miał towarzyszkę o tak bystrym wzroku, zwłaszcza w tej sytuacji. Zapach nieznajomego mieszał się z jego własnym i Samiyi, przez co z trudnością mógł go wykryć. Po tonie głosu wywnioskował, że to kolejny drobny kot. Był z tego rad, niespecjalnie spieszyło mu się do spotkania z lwami. - Witaj.- Odpowiedział krótko, z cieniem uśmiechu. Nie był nawet pewien, czy Aksu należy do tego Stada Srebrnego Księżyca, czy też nie. Sam jak na razie nie za bardzo miał ochotę się przedstawiać, a tym bardziej opisywać wrażenia z dnia. Był tylko gościem i początek rozmowy pozostawił Samiyi. |
|||
|
Samiya Niezłomna | Kapłanka Gatunek:Serwal Płeć:Samica Wiek:Dorosła Znamiona:4/4 Tytuł fabularny:Medyk / Młodszy Szaman Liczba postów:2,003 Dołączył:Gru 2012 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 50 Zręczność: 70 Spostrzegawczość: 67 Doświadczenie: 15 |
10-06-2016, 19:30
Prawa autorskie: Owlyblue (Ghalib) / LeftDuality
Tytuł pozafabularny: VIP / Maskotka Felki / Mistrz Cytatów
Dotychczas była raczej skupiona na obserwowaniu Firraela i mówieniu do niego. Widziała, że nie było mu łatwo. Wyglądał na trochę spiętego, no i rozglądał się na wszystkie strony, co jej wydawało się dziwne. Jakby próbował coś dostrzec...
Zbaraniała, gdy ona sama dostrzegła karakala. I to innego niż Serret. Na ziemiach Księżyca. Zatrzymała się gwałtownie i zamarła, wgapiając w kota. Zmrużyła oczy i przekrzywiła łeb. Co... Co jest? "Salve"? Chwila moment, co tu robi jakiś karakal z Zachodnich Ziem, wylegujący się jak na swoim, i jeszcze pytający się ich jak gdyby nigdy nic jak im mija dzień? Zamrugała. Jej ogon zaczął poruszać się lekko. -Jesteś z zachodu? - zapytała nagle, po czym skrzywiła się lekko, spoglądając na Aksu. Pamiętała to przywitanie. Jak ona miała... Maoni? Spotkała ją dawno, dawno temu, ale Sami nigdy nie zapominała informacji o innych stadach na tych ziemiach. A to przywitanie było tak bardzo charakterystyczne dla stada z zachodu, dla Zachodnich Ziem. Zignorowała pytanie karakala. Co on sobie wyobraża? Ot tak, odpoczywać sobie tutaj i zachowywać jakby żadne stado tu nie istniało? A gdzie "moją rodzinę wybiły hieny i całe życie czułem, że Księżyc jest wyjątkowy"? Gdzie podstawowe pytanie jakie stado tu żyje? Co on w ogóle robi, hm? -Nie czujesz lwiego zapachu? - zapytała, spoglądając sceptycznie na obcego. Sweet Crescent Moon, up in the sky
Won't you sing your song to Earth as she passes by?
Your sweetest silver melody, a rhythm and a ryme
A lullaby of pleasant dreams as you make your climb.
Send the forests off to bed, the mountains tuck in tight
Rock the ocean gently, and the deserts kiss goodnight.
Sweet Crescent Moon, up in the sky
You sing your song so sweetly after sunshine passes by.
|
|||
|
Aksu Konto zawieszone Gatunek:Karakal Płeć:Samiec Wiek:2 i pół Znamiona:1/4 Liczba postów:64 Dołączył:Mar 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 55 Zręczność: 50 Spostrzegawczość: 55 Doświadczenie: 15 |
10-06-2016, 21:38
Aksu nie był raczej zaznajomiony z jakąkolwiek historią co do ziem i ich wcześniejszych konfliktów... po prawdzie, jedyne co wiedział, to to, iż istnieją trzy ziemie – Mglisty Brzask, Lwia Ziemia i właśnie Srebrny Księżyc... no, a przynajmniej tyle zdążył powiedzieć mu Kahawian. Może, i to tylko przypuszczenia, coś zmieniło się ostatnio? Kto to wie. Aksu na przywitanie złotokota uśmiechnął się lekko, pochylając w dół głowę, praktycznie od razu znów ją podnosząc.
- Tak, należę do Zachodnich Ziem - odpowiedział krótko, przy czym „Zachodnich Ziem” nieco zaznaczył w głosie. Serwal spoglądał na karakala jakby ten pazury i kły miał zanurzone we krwi. A przecież jedyne, co Aksu jadł, to kilka gryzoni, które udało mu się złapać w drodze tutaj. Krew zdążyła dawno wyschnąć, a jej zapach uleciał. Po słowach, jakie wypadły z ust Serwala, najwyraźniej oddał się on swoim myślom... Aksu rozumiał to jak nikt inny, wyczekując kolejnego znaku od niej. - Mówiąc o lwim zapachu, masz na myśli woń roztaczającą się na Srebrnym Księżycu? Jeśli tak – jak najbardziej – karakal miał dziwne przeczucie co do stojących przed nim zwierząt... może to nie był najmądrzejszy pomysł, żeby zacząć z nimi konwersację? Jakby cokolwiek, na co Aksu wpadł było dobrym pomysłem... część była. - Skąd to dziwne spojrzenie?
Oficjalny listonosz, karakal.
Dobre pomarańczowe |
|||
|
Firrael Samotnik Gatunek:Złotokot afrykański Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Towarzysz:Pustułka ciemna Liczba postów:152 Dołączył:Mar 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 55 Zręczność: 55 Spostrzegawczość: 50 Doświadczenie: 35 |
11-06-2016, 01:31
Prawa autorskie: Vei, Inn, Ate/podpis (lineart): Lady-Tzi
Nie, jednak Aksu zdecydowanie nie należał do Stada Srebrnego Księżyca. Samiya była skołowana, a może nawet wręcz oburzona jego zachowaniem. Firrael zastrzygł uszami. Jeszcze nie poznał jej z tej terytorialnej strony. Jej dobroduszność została chwilowo przysłonięta. Może po prostu księżycowe stado miało zatarg z kotowatymi z zachodu?
Złotokot postąpił o jeden niewielki krok naprzód. Chciał zapobiec ewentualnemu atakowi, ale i zbliżyć się do nieznajomego, by lepiej go postrzegać. Łeb miał pochylony na wysokość własnego tułowia. Jego zamglone oczy utkwione były w piersi Aksu. Uszy nastawione były na sztorc. Nie wyczuwał z jego strony fałszu, ani wrogich zamiarów. Był raczej zaskoczony reakcją kotki. Jeśli chodzi o pierwsze wrażenie, wydawał się w porządku. Rudy rozluźnił się nieco i odchylił lekko uszy, nie demonstrując już swojej czujności. Pozostawił dalszy ciąg rozmowy tamtej dwójce. Za mało wiedział o tutejszej polityce, by wtrącić coś sensownego. Czekał na kolejny ruch Samiyi. |
|||
|
Kama Duch Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:2 lata Liczba postów:449 Dołączył:Cze 2016 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: 77 Zręczność: 57 Spostrzegawczość: 55 Doświadczenie: 14 |
11-06-2016, 15:45
Prawa autorskie: Dirke
Nagle w polu widzenia pojawiło się białe lwiątko z czarną grzywką. Mały lew przyglądał się uważne trzem kotom, które nie były lwami. Niezbyt wiedział, co o nich myśleć. Nigdy wcześniej nie zetknął się z czymś podobnym. Nie umiał nawet dobrze rozróżnić, czy są one z tego samego gatunku, czy z różnych. No a tym bardziej nie umiał powiedzieć z jakich. Czuł jednak zapach lwów i to dodawało mu otuchy. Podszedł ostrożnie do rozmawiających. Nie wiedząc, co dalej robić, i nie chcąc się naprzykrzać, usiadł spokojnie na ziemi obok rozmówców i czekał, patrząc cierpliwie na każdego po kolei. Jego twarz nie wyrażała prawie nic, i tylko bardzo doświadczony ktoś mógłby coś z niej wyczytać. Choć lewek był niepozorny i nie zwracający na siebie zbytecznej uwagi, emanował dziwną siłą, która niemal zmuszała by na niego zwrócić uwagę pod naporem tego dziwnego spojrzenia.
|
|||
|
Samiya Niezłomna | Kapłanka Gatunek:Serwal Płeć:Samica Wiek:Dorosła Znamiona:4/4 Tytuł fabularny:Medyk / Młodszy Szaman Liczba postów:2,003 Dołączył:Gru 2012 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 50 Zręczność: 70 Spostrzegawczość: 67 Doświadczenie: 15 |
11-06-2016, 19:16
Prawa autorskie: Owlyblue (Ghalib) / LeftDuality
Tytuł pozafabularny: VIP / Maskotka Felki / Mistrz Cytatów
Już, już miała fuknąć na karakala, gdy ten skinął głową w odpowiedzi na przywitanie jedynie Firraelowi, gdy uświadomiła sobie... Że przecież się nie przywitała. Ach, gdzie ta kultura wpajana od najmłodszych miesięcy przez Serret? No nie ważne.
Ważne, że karakal Aksu najwyraźniej miał o wiele większe braki w wychowaniu niż ona sama. A Sami swoje wychowanie mogła wytłumaczyć oburzeniem zachowaniem tamtego... Dobra, zostawmy już tę sprawę. Samiya mruknęła cicho, gdy Aksu potwierdził przynależność do stada z Zachodnich Ziem. Ha, dobrze pamiętała. Mimo, że Srebrny Księżyc był stadem raczej zamkniętym, jego członkowie byli dość dobrze poinformowani o sytuacji stadnej na tych ziemiach. Może wręcz najlepiej poinformowani? Z milczeniem obserwowała zachowanie Firraela, nim zdecydowała się odezwać ponownie. Świetnie, ślepy rudzielec jest dla niej źródłem informacji o obcych. Ale może to lepiej? Czasem warto mieć koło siebie kogoś obiektywnego w ocenie. A gdy już rudy wycofał się i pokazał, że karakal żadnym zagrożeniem nie jest, Sami postanowiła się wreszcie odezwać. Jednak zamiast tego zastrzygła uszami i wlepiła wzrok w niemiłosiernie hałasujące białe lwiątko. Które również jak gdyby nigdy nic usiadło sobie koło nich i gapiło na nich. Po raz kolejny Sami zamurowało zachowanie obcych, którzy czuli się na ziemiach jej stada jak w domu. Przewróciła teatralnie oczami. -Więc zatem jesteś świadom tego, że to nie są ziemie wolne. - odzywała się do Aksu, ale tak naprawdę część jej słów była skierowana i do lwiątka znikąd -Że są to ziemie Srebrnego Księżyca. Może by więc wypadało spytać członków tego stada o pozwolenie na gościnie na tych terenach, hm? Czy masz zamiar czuć się tu jak u siebie? Właściwie Srebrni nie mieli nic przeciwko gościom na ich terenach, o ile oczywiście szanowali oni ich zwyczaje i zachowywali się w porządku. W przeciwieństwie do niektórych stad, obcych witali rozmową i wyjaśnieniem, nie kłami i wrogimi odzywkami. Słowa Samiyi mogły się wydawać może niegrzeczne, ale właściwie nie miała ona żadnych złych zamiarów. Po prostu zachowanie i karakala, i lwiątka bardzo ją zadziwiło. Wbiła swój wzrok w lwiątko, zastanawiając się, co w ogóle zrobić z tym fantem. Było już większe - rozmiarami dorównywało im, niewielkim kotom. W tej sytuacji jakoś głupio jej było podbiec i zacząć szczebiotać niczym jej ciocia - ach, gdzie jest twoja mama, och, zgubiłeś się, ojej, przyjąć cię pod swoje skrzydła? Więc jedynie spoglądała na nie z zachęcającym, delikatnym uśmiechem, choć nieco wymuszonym. Miała iść z Firraelem i Jicho na poszukiwanie leku, nie niańczyć lwiątka i obcych na jej ziemiach. Sweet Crescent Moon, up in the sky
Won't you sing your song to Earth as she passes by?
Your sweetest silver melody, a rhythm and a ryme
A lullaby of pleasant dreams as you make your climb.
Send the forests off to bed, the mountains tuck in tight
Rock the ocean gently, and the deserts kiss goodnight.
Sweet Crescent Moon, up in the sky
You sing your song so sweetly after sunshine passes by.
|
|||
|
Aksu Konto zawieszone Gatunek:Karakal Płeć:Samiec Wiek:2 i pół Znamiona:1/4 Liczba postów:64 Dołączył:Mar 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 55 Zręczność: 50 Spostrzegawczość: 55 Doświadczenie: 15 |
12-06-2016, 01:21
Aksu nie zapuszczał się często w te tereny... w zasadzie był to jego pierwszy, świadomy raz, kiedy rzeczywiście znalazł się nieco dalej na ziemiach Srebrnego Księżyca. Wcześniej – podróżując, nie wyobrażał sobie, aby stado rzeczywiście posiadało tak duże tereny. Ale mniejsza już o to, bo pojawił się ktoś ciekawy. Białe lwiątko, to dość niespotykany widok... ale może to normalne tu – na tych ziemiach? Aksu był ostatnią osobą, która mogłaby coś o tym wiedzieć. Mały podszedł sobie do trójki i siadł obok, przypatrując się tylko. Akurat kotu to nie przeszkadzało... cóż, przynajmniej nie teraz, kiedy już nie leżał spokojnie odpoczywając sobie, tylko był zajęty rozmową z nowo poznanymi zwierzętami. Karakal uśmiechnął się lekko widząc ewidentne oburzenie ze strony serwala... jednak miast ukłonić się, jak chciał zrobić na początku, wolał poczekać chwilę, aby przypatrzeć się jej zachowaniu dokładniej.
- Tak, oczywiście. Tak się składa, że nie byłoby mnie tu, gdybym nie wiedział, że są to tereny zajęte przez kogoś. Kogoś dla mnie i dla mojej sprawy bardzo ważnego – Aksu wpatrywał się w zielone ślepia serwala, dając jej to samo spojrzenie, którego kilka dni temu zdarzyło mu się użyć aż zanadto razy – wyraz bez uczucia... czyli właściwie spojrzenie każdego kota. - Kogo miałem zapytać? – nie chciał jednak zostawić kotki jedynie z małym pytaniem, dodał więc... - Po części – tak. Nie bierz tego do siebie... już i tak wydajesz się być dość... wkurzona – w głosie karakala dało się nawet usłyszeć tę nutkę przejęcia. Była, ale zniknęła. Pochylił się nisko w stronę serwala... należało jej się. - Trochę się spóźniłem, przepraszam. Mam na imię Aksu - rzekł cicho, podnosząc głowę jak w przypadku złotokota. Zmierzył raz jeszcze wzrokiem młodego lwa, który dopiero co się tu pojawił... - O co chodzi? – nie chciał owijać swoich słów w miłe, delikatne brzmienie. Nie potrafił tego robić, tak samo, jak nie potrafił zajmować się dziećmi... głównie dlatego, że dalej był jednym z nich.
Oficjalny listonosz, karakal.
Dobre pomarańczowe |
|||
|
Kama Duch Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:2 lata Liczba postów:449 Dołączył:Cze 2016 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: 77 Zręczność: 57 Spostrzegawczość: 55 Doświadczenie: 14 |
12-06-2016, 09:37
Prawa autorskie: Dirke
Lwiątko skuliło się i spuściło głowę słysząc głos cętkowanego kota.
- Ja nie wiedziałem, że tu jakieś stado jest... - rzekł cicho i nieśmiało dziwnym, niemal krystalicznie czystym głosem. Zaraz jednak cętkowany kot uśmiechnął się do niego. Teraz lwia został zbity z tropu. To co w końcu? Krzyczą, czy się uśmiechają? Siedział tak ogłupiły, puki nie usłyszał pytania następnego kotowatego, który, jak wywnioskował z rozmowy, miał na imię Aksu. Uśmiechnął się lekko. - W sumie to chciałem tylko kogoś spotkać. Kogoś kto nie zrobi mi krzywdy. Po chwil dodał jeszcze by nie urazić swoich rozmówców: - Najlepiej jakiegoś lwa. Po czym znowu popatrzył na trzy koty i pomachał kilka razy ogonem, chcąc wyrazić w ten sposób, że cieszy się i nie ma złych zamiarów. |
|||
|
Firrael Samotnik Gatunek:Złotokot afrykański Płeć:Samiec Wiek:Dorosły Towarzysz:Pustułka ciemna Liczba postów:152 Dołączył:Mar 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 55 Zręczność: 55 Spostrzegawczość: 50 Doświadczenie: 35 |
14-06-2016, 18:54
Prawa autorskie: Vei, Inn, Ate/podpis (lineart): Lady-Tzi
Jedno z uszu Firraela powędrowało na bok, gdy dobiegły go czyjeś kroki. Przy szumie wiatru ciężej je było wykryć niż w osłoniętym lesie. W dżungli wykryłby intruza znacznie wcześniej. Musiał przywyknąć do nowych warunków. Jicho z całą pewnością dostrzegła przybysza, ale najwyraźniej uznała, że nie ma potrzeby informować o nim towarzysza. Do jego nozdrzy dotarł wyraźny i świeży lwi zapach. Konkluzja prosta - młody lew.
Łeb wciąż miał wymierzony w Aksu, ale jedno ucho pilnowało lwiaka. Jego bierność była podejrzana. Usiadł i słuchał. Jego rytm serca był całkowicie stabilny, jakby w tym momencie nie odczuwał żadnych emocji. Dziwne, jak na takiego malucha. Pustułka przeszła wzdłuż rudego grzbietu i zatrzymała się na łopatkach, gdzie rozciągnęła mięśnie skrzydeł. Pozwolił, by Samiya i Aksu załatwili sprawę między sobą. Oboje mieli sporo racji w swoim postępowaniu, więc nie mógł się wstawić za żadnym z nich. Zresztą, swoim udziałem mógłby nakręcić niepotrzebną kłótnię. W końcu cała uwaga została skupiona na małym podsłuchiwaczu. Najwyraźniej on też nie należał do tutejszego stada. Firrael zaczął się zastanawiać, jak dokładnie Srebrni pilnują swoich terenów. Do lwiaka podchodził z dystansem. Nie wiedział, jak go traktować. Zgubił się gdzieś pomiędzy niechęcią do lwów i słabością do samotnych sierot. - No cóż, my lwami nie jesteśmy. - Stwierdził dosadnie. Następnie skierował swe jasne ślepia ku Samiyi. To ona powinna zdecydować, co począć z maluchem. |
|||
|
Kama Duch Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:2 lata Liczba postów:449 Dołączył:Cze 2016 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: 77 Zręczność: 57 Spostrzegawczość: 55 Doświadczenie: 14 |
15-06-2016, 23:09
Prawa autorskie: Dirke
- Tak... Nie jesteście lwami... - Odparło lwiątko trzeciemu kotu. Kama nie bardzo wiedział, co ze sobą zrobić. Czuł się nieswojo pośród nieznanych kotów, które sprawiały wrażenie, że w cale go tu nie chcą.
- Jak wam przeszkadzam to mogę sobie pójść. - oświadczył patrząc im z powagą w oczy. Jeśli go tu nie chcą po co ma dalej z nimi siedzieć? Jeśli zostając tu obydwie strony będą czuły się ograniczone i przytłoczone swoim towarzystwem lepiej będzie, jak sobie pójdzie. |
|||
|
Kama Duch Gatunek:lew Płeć:Samiec Wiek:2 lata Liczba postów:449 Dołączył:Cze 2016 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: 77 Zręczność: 57 Spostrzegawczość: 55 Doświadczenie: 14 |
19-06-2016, 16:19
Prawa autorskie: Dirke
Kama westchną ciężko. Spuścił głowę. Jest tak, jak myślał. Nikt go tu nie chce.
- Przepraszam, że przeszkodziłem w rozmowie... - pożegnał się trochę smutnym tonem. Odszedł cicho z polany. Będzie musiał poszukać gdzie indziej... z.t. |
|||
|
Samiya Niezłomna | Kapłanka Gatunek:Serwal Płeć:Samica Wiek:Dorosła Znamiona:4/4 Tytuł fabularny:Medyk / Młodszy Szaman Liczba postów:2,003 Dołączył:Gru 2012 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 50 Zręczność: 70 Spostrzegawczość: 67 Doświadczenie: 15 |
19-06-2016, 19:54
Prawa autorskie: Owlyblue (Ghalib) / LeftDuality
Tytuł pozafabularny: VIP / Maskotka Felki / Mistrz Cytatów
Kotka zmrużyła zielone oczy, spoglądając na karakala. Jej wyraz pyska mógł wyglądać na wręcz nieco nieprzyjazny, ale po chwili tylko przewróciła oczami.
-Jaką to masz sprawę? - zapytała, próbując utrzymać neutralny ton. Skrzywiła się, gdy karakal jej odpowiedział na jej pytanie. Za grosz kultury, naprawdę! -Kogokolwiek. Choćby mnie, kiedy mnie dostrzegłeś. - fuknęła -Naprawdę, sądziłam, że lwy z zachodu są lepiej wychowane. Na uwagę o jej wkurzeniu jedynie uniosła brew. Nie dało się ukryć, że jest zachowaniem karakala co najmniej podirytowana, lecz po prostu wymagała minimum kultury osobistej od obcych na jej ziemiach. Nic tak nie denerwowało Srebrnych jak ignorowanie przez obcych świętości ich ziem. Może jedynie ignorowanie świętości Księżyca. -Samiya, medyk i Wtajemniczony Srebrnego Księżyca. - uniosła wysoko głowę, z dumą i wręcz pewną dozą wyniosłości. Jednak już po chwili wyczuła spojrzenie Firraela na sobie. Przeniosła wzrok najpierw na niego, a następnie na białe lwiątko. No co ona niby miała z nim zrobić? Zatargać do Serret, żeby się nim zajęła? Bez przesady, on był jej wielkości! Jak ona miała mu pomóc? Jak jej stado miało mu pomóc? Mieli już wystarczająco wiele kłopotów z berbeciami Sadie (swoją drogą - urocze maluchy, nawet Sami musiała to przyznać!). Całe szczęście nim cokolwiek zdążyła postanowić, lwiątko samo się ulotniło. Niepokojące było to, że poszło w głąb ziemi jej stada... Serwalka miała nadzieję, że ktoś je przechwyci, nim zacznie odwalać dziwne rzeczy. Westchnęła ciężko, po czym przeniosła swój wzrok na Aksu. -Do rzeczy. Czego tu szukasz i co jest tak ważną dla ciebie sprawą? Sweet Crescent Moon, up in the sky
Won't you sing your song to Earth as she passes by?
Your sweetest silver melody, a rhythm and a ryme
A lullaby of pleasant dreams as you make your climb.
Send the forests off to bed, the mountains tuck in tight
Rock the ocean gently, and the deserts kiss goodnight.
Sweet Crescent Moon, up in the sky
You sing your song so sweetly after sunshine passes by.
|
|||
|
Aksu Konto zawieszone Gatunek:Karakal Płeć:Samiec Wiek:2 i pół Znamiona:1/4 Liczba postów:64 Dołączył:Mar 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 55 Zręczność: 50 Spostrzegawczość: 55 Doświadczenie: 15 |
19-06-2016, 20:46
Sprawa, jaką jakiś już czas temu został obarczony Aksu miała od początku do samego końca zostać tajemnicą dla wszystkich, poza ważnymi osobami tych bardziej angażujących się w politykę stad... to jest właśnie Lwiej Ziemi i Srebrnego Księżyca. Karakal miał proste zadanie – donieść o pewnej rzeczy, która ostatnio miała miejsce i unikać dzielenia się informacją z osobami do tego nie powołanymi, po czym najzwyczajniej czekać na rozwój sytuacji.
- Moja sprawa... – czasem trudno jest trzymać Aksu jęzor za zębami... teraz i tak nie mógł wycofać swoich słów. Westchnął cicho, kontynuując... - Mam za zadanie przekazać coś władcy Srebrnego Księżyca... pewnie interesuje cię, co to takiego? – nie miał już żadnej możliwości wycofania się, wolał więc przeć prosto naprzód. Serwal ujawnił nieco swojego charakteru ukazując małą odrazę kulturą karakala... a raczej jej brakiem. To prawda – Aksu nie miał wyrobionych manier, nigdy raczej ich nie potrzebował, a poza tym do teraz zwyczajnie wystarczał mu instynkt zachowawczy. - Nie odpowiadam za Zachód... odpowiadam za siebie. Jestem nowszy dla świata niż może ci się zdawać... a może nie. – co prawda kot miał już nieco za sobą, widząc śmierć swojego ojca i pół roku samemu podróżując przez lwią krainę, wolał jednak zachowywać się... a raczej wmawiać sobie do głowy, że wciąż uczy się, jak funkcjonuje życie. Poniekąd była to prawda, miał w końcu tylko dwa lata. Po krótkiej, męczącej uszy przerwie Samiya, bo tak się ponoć nazywała, postanowiła się przedstawić... co prawda zrobiła to w dziwny, niepodobny do niczego, co widział Aksu sposób, jednak mimo wszystko – było to przedstawienie. Miast pokazać niskość wobec innej osoby, wyniosła się do góry, jakby chciała wręcz podkreślić swoją dominację... takie zwyczaje. Spojrzenia zwierząt znów przeniosły się na białe lwiątko, które mamrotało coś tam sobie pod nosem. Po chwili mały poszedł sobie, znikając z oczu zebranych... no cóż, to chyba byłoby na tyle w jego sprawie. Samiya odezwała się, zwracając na siebie uwagę oczu karakala. - Już mówiłem, ale powtórzę... – tu powstała krótka przerwa, podczas to której w głowie Aksu tłoczyły się różne, najczęściej sprzeczne ze sobą myśli. Serwal przedstawił się jako medyk i Wtajemniczony... medyk to już wysoka ranga sama w sobie, ale co do Wtajemniczonego kot nie miał bladego pojęcia. W końcu była to jego pierwsza rozmowa z kimś ze Srebrnego Księżyca. - Szukam dowódcy... najważniejszej osoby, która rządzi w tym stadzie. Dla ciebie kończy się to chyba na tym. – karakal nie chciał z początku być niemiłym dla serwala, ale jednak jego misja była jasna. Nie mógł wyjawić swoich powodów niezaufanym osobom.
Oficjalny listonosz, karakal.
Dobre pomarańczowe |
|||
|
|
Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości