Tygodniowy bonus +5 opali Otrzymuje Warsir!
|
|
Drzewo genealogiczne
Okres zbioru (1 porcja):
Cis pospolity
Wulkan Burgess Shale, Ognisty Las, Źródło Życia |
Pogoda
|
Postać miesiąca:
Sierpień Naiwny, strachliwy i delikatny. Lwie dziecko zagubione pośród sawanny, odnalazło ciepło rodziny w śnieżnym Cesarstwie choć niedawno spotkał nieświadomie prawdziwego ojca.
|
Cytat września
Nadesłany przez Vasanti Vei
Stężenie fanatyków księżyca na poziomie zerowym kazało mu się zastanowić, czy przypadkiem nie zabłądził.
~ Gunter, Wodospad w Ognistym Lesie
|
Daenerys Duch Gatunek:Lew Afrykański Płeć:Samica Wiek:3 lata Liczba postów:92 Dołączył:Sie 2016 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: 0 Zręczność: 0 Spostrzegawczość: 0 |
04-09-2016, 15:52
Prawa autorskie: polar-ARCTIK
Mimo iż ciemna samica nie kazała dziękować za ratunek to Daenerys nie mogła zachować się po prostu w inny sposób. Zawdzięczała jej życie, a to tak naprawdę wszystko co posiadała, oprócz wpojonej chęci zemsty na lwich... Chęci, która zaczęła zanikać z każdym dniem, a sama Danka zaczęła się przeistaczać w przyjazną lwicę nie poznając się przy tym za bardzo. Maska jaką nosiła zaczęła nią władać i kierować. Nie dostrzega w siebie zła, zawiści...
- Ładnie się nazywasz... -zmusiła się do jeszcze jednego całkiem miłego i słodkiego tekstu, którego próbowała uniknąć aczkolwiek nie dała rady, bo co innego mogła jej odpowiedzieć? Przecież milczenie nie jest dobre... Gdy Giza podsunęła Dany dziwna miksturkę pod nos ta niechętnie, ale z ufnością wypiła wszystko. Chciała jak najszybciej wrócić do pełni sił i zdrowia. Zależało jej na tym niezwykle mocno. Zamierzała skonfliktować informacje od ojca z Venety lub władcami Lwiej Ziemi. Potrzebowała bowiem informacji na temat ojca, który może kłamał i wcale nigdy nie mieszkał na tych terenach... i zmyślił to wszystko celowo. Jeśli tak by się stało (a oczywiście tak było) znienawidziłaby ojca, nawet martwego. Wpajał w nią tyle zła, nienawiści... Jedynym dobrem jakie zaznała była jej matka, która przeczyła wersji partnera i mówiła Dae coś innego (prawdę). Dobrze by lwica zrozumiała to jak najwcześniej i nie popełniła głupstwa. - Myślisz, że długo będę musiała tu leżeć i zabierać ci czas? -zapytała chcąc jak najszybciej wrócić na tereny LZ. Miała do skonfrontowania jedną rzecz, jakże ważną rzecz... // kolejne +15 HP? (łącznie +30?) |
|||
|
Ema Konto zawieszone Gatunek:Panthera leo Płeć:Samica Wiek:Młody Dorosły Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:342 Dołączył:Cze 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 70 Zręczność: 75 Spostrzegawczość: 69 Doświadczenie: 19 |
07-09-2016, 01:53
Prawa autorskie: Danni-Minoptra (line-art) | Emkay-MLP (emblemat) | Bjorn (sygna)
Udało jej się nieco oczyścić z krwi, jednak poziom jej czystości, wciąż pozostawiał wiele do życzenia. Pod nosem wymknęło jej się kolejne przekleństwo, ale stwierdziła iż niedługo i tak wybiera się na polowanie. Po co myć się dokładnie, skoro doskonale wiedziała, że zaraz znów się ubabra posoką, jakiegoś zwierza? Na komplement jasnej lwicy tylko odburknęła coś, nie okazując zbyt wielkiego zainteresowania.
- Dzięki... Ty niby też... Tylko strasznie długie masz to imię. Jak na medyka nie była, aż tak miła, ale cóż... Mówi się trudno. Nieco z zdenerwowaniem zerknęła na horyzont. Słońce powoli chyli się ku zachodowi, a po zmroku na pustyni jeszcze ciężej wytropić jakąś zwierzynę niż za dnia. Kątem oka dostrzegła, że Danka wypiła sporządzony lek, z cierpiętniczą miną małego lwiaka. Kiwnęła głową z satysfakcją. Nie po to używała cennych ziół, do jej ratunku, żeby teraz kręciła nosem. Naważyła sobie trutki to teraz wypić ją musi. Oczywiście w przenośni! Niecierpliwość rannej wzbudziła w znachorce mocne poirytowanie, które ujawniło się niezbyt przyjemnym dla ucha warknięciem. Przesłodzone jak dla niej słówka lwicy, o zabieraniu czas, były dla zielonookiej po prostu mdłe. - Gdybyś zabierała mi czas, to już dawno sama bym cię stąd wywaliła. Patrząc na twój, szczerze mówiąc, godny pożałowania stan, to chyba nie dałoby mi dużo problemów. Pacnęła ze zdenerwowaniem ogonem o ziemię i zaczęła grzebać łapą w piasku, rysując na ziemi skomplikowane, niby szamańskie rysunki. Uwalniała w ten sposób swoją frustrację w stronę otoczenia, a nie na konkretną osobę, co chcąc nie chcąc, robiła podczas swojego medycznego treningu. Jej bracia nieraz wracali na pole bitwy z jeszcze większymi ranami, niż się z niego zwinęli. Gniew nie ulotnił się jeszcze zupełnie, ale zdobyła się na to żeby przemówić. Niestety z jej pyska wydobyło się tylko gniewne sarknięcie. - Jak tylko wydobrzejesz, sama odeskortuję cię do granicy mojego terenu. Będę musiała zatrzeć za tobą ślady, jeżeli znów zaczniesz się wykrwawiać na śmierć. Nie wiem ile zajmie twoje dochodzenie do siebie, ale wiem jedno. Rany muszą się zrosnąć na tyle, żeby nie otworzyły się przy pierwszym postawionym, przez ciebie kroku. |
|||
|
Daenerys Duch Gatunek:Lew Afrykański Płeć:Samica Wiek:3 lata Liczba postów:92 Dołączył:Sie 2016 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: 0 Zręczność: 0 Spostrzegawczość: 0 |
07-09-2016, 22:00
Prawa autorskie: polar-ARCTIK
Jak tu miała się nie niecierpliwić? Przecież leżenie w miejscu nie ma w sobie nic, a nic interesującego. Jak na Dae rekordowy czas leżenia to dzień... a ta rana ewidentnie potrzebuje więcej czasu do zasklepienia się na stałe i porządnego zrośnięcia. Chociaż szczerze to rany kotów goją się szybko, dzięki czemu zwierze jest gotowe do dalszego zmagania z trudami życia.
- Długie imiona są bardziej kreatywne i mają swoje znaczenie... -jęknęła nisko z niezadowoleniem. Ciemna samica nie wydawała się aż tak miła jak to się wydawało Daenerys. Widocznie znów się myliła. Cieszył ją jednak fakt, że nieznajoma zaopiekowała się nią i cały czas jej pomaga. W końcu mogła się pozbyć potencjalnej rywalki. Biszkoptowa delikatnie podniosła się z ziemi, by nie naruszyć ran i opatrunku. Siadł na zadzie i zaczęła wylizywać się z krwi. - Jak widzisz nie jest tak źle jak o tym mówisz... -odpowiedziała szybko, spoglądając na swoje ciało. Przez te dobre parę godzin zdołała nabrać dużo sił, a jej organizm zregenerować i przygotować się do gojenia rany na brzuchu. Całe szczęście nie były one na tyle głębokie na ile się jej wydawało. Bardziej osłabiła ją utrata krwi i zmęczenie walką. Dany delikatnie podczołgała się do wody i zniżyła łeb, aby napić się i usunąć posmak lekarstwa z pyska. Po ugaszeniu pragnienia położyła się powoli i ostrożnie w bezpiecznym miejscu i zaczęła mrużyć oczy. - Twoja pomoc będzie zbędna, sama stąd odejdę... a cię zostawię samą, w spokoju który tak wielbisz... -burknęła stwierdzając fakty. Nie miała na myśli urażenia lwicy czy też dogryzienia jej. Zawdzięczała jej życie, a to naprawdę dużo. Sama będzie jej wisiała przysługę i nie zapomni o tym... Młodą Dae ciekawiło dlaczego znachorka przebywa w samotności, lecz nie miała odwagi zadać jej pytania. Po prostu nie było to na miejscu. Słońce chyliło się ku zachodowi, a powieki rannej zamknęły się szybko pod wpływem przeżytych chwil i już po chwili zapadła w głęboki sen, dając ciału czas na zagojenie rany. |
|||
|
Ema Konto zawieszone Gatunek:Panthera leo Płeć:Samica Wiek:Młody Dorosły Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:342 Dołączył:Cze 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 70 Zręczność: 75 Spostrzegawczość: 69 Doświadczenie: 19 |
09-09-2016, 02:22
Prawa autorskie: Danni-Minoptra (line-art) | Emkay-MLP (emblemat) | Bjorn (sygna)
Uderzyła gniewnie łapą w swój, niedokończony jeszcze, rysunek, niszcząc go całkowicie. Z jej gardła wydobyło się coś pomiędzy sfrustrowanym rykiem, a warknięciem. Dlaczego młodzi zawsze są tacy głupi i uparci? Czy ona też się tak zachowuje? Jeżeli tak to chyba zaczyna współczuć zwierzętom, które się z nią zadają.
- Może nie jest JESZCZE tak źle jak mówię. Ale każdy ruch podrażnia nie do końca zasklepioną ranę. Pod czaszką poczuła nagle pulsujący ból, więc z sykiem położyła sobie łapę na głowie. Ta niezaleczona jeszcze rana, była pamiątką jej nieostrożności podczas jej podróży tutaj. Nie odzyskała wciąż pełnej siły po urazie głowy, ale z dnia na dzień te bóle pojawiały się coraz rzadziej, dając nadzieję, że kiedyś znikną zupełnie. Wzięła kilka głębokich wdechów, powoli chodząc przy tym w kółko. Tej techniki na uspokojenie, nauczył jej brat. Jak na złość, ten sarkastyczny duch zniknął gdzieś, nie pojawiając się ostatnio. Wróci, bo zawsze wracał, ale jego brak widocznie doskwierał znachorce zmniejszając jej poziom cierpliwości do minimum. W końcu odetchnęła już całkiem uspokojona, odeszła większy kawałek od zbiornika wodnego i ułożyła się wygodnie, tak by mieć Dankę cały czas na oku. - Nie puszczę cię nigdzie samej... To moja... medyczna powinność. W samotności jest lepiej. Nie masz osób, które mogą cię zdradzić, albo tak jak w twoim przypadku zranić. Zauważyła, że jej nieproszony gość powoli zaczyna przysypiać. Ona sama była nieco głodna, ale nie mogła zostawić lwicy samej. Mruknęła coś do siebie i również powoli zapadła w sen. |
|||
|
Daenerys Duch Gatunek:Lew Afrykański Płeć:Samica Wiek:3 lata Liczba postów:92 Dołączył:Sie 2016 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: 0 Zręczność: 0 Spostrzegawczość: 0 |
09-09-2016, 22:41
Prawa autorskie: polar-ARCTIK
No cóż Daenerys jest jeszcze młodą samicą, a userka stara się jak może pisać w sposób by ukazać młodzieńczą bezmyślność i brak doświadczenia. W końcu zależy jej na zachowaniu realiów, które zaczęły jej się już zresztą poważnie mieszać w głowie. Może nie do końca osiąga to co ma w swojej głowie, ale życie i granie na forum jest w sumie jeszcze ciekawą nowością, w końcu czas około pół roku dużym bagażem doświadczenia się nie wyróżnia.
Wracając do postaci i tego co działo się w oazie. Młoda lwica spała bardzo spokojnie, głębokim snem. Podsumowując. Nic szczególnego, ale jednak kolejny dzień życia kotka mogła z spokojem odznaczyć na swoim biologicznym kalendarzyku, który nosiła w głowie i kierowała się nim jak kompasem. Bynajmniej w pewnym tego słowa znaczeniu. Oczywiście dzięki błędom stajemy się lepszymi i wyciągamy z nich nauczkę, która przydaje się w późniejszym bytowaniu na afrykańskich sawannach. Walka z tyglewem należała do jednych z największych głupot jakie młode, niedoświadczone lwy często popełniają. Pewność siebie w wieku od dwóch do trzech lat jest olbrzymia i wręcz rozpiera rozwijające się ciało. Budząc się, wydała z siebie cichy, niski pomruk. Ziewnęła kilka razy i ospale z wielkim znużeniem podniosła zaspane powieki, by ujrzeć światło wstające znad horyzontu. To jest widok! Odruchowo Dae chciała się przeciągnąć i rozprostować kości. Całe szczęście w porę uświadomiła się, że nie jest to najlepszą decyzja i przysiadła na tyłek. Powoli i z starannością zaczęła myć swoje futerko różowym, szorstkim językiem, by poprawić swój zewnętrzny wygląd i nie dawać wrażenia lwa po przejściach. Nawet taki scenariusz jej przez łeb nie przeszedł. Po codziennej higienie zadowolona i wypoczęta rozejrzała się po okolicy i wciągnęła w nozdrza woń z okolicy, by upewnić się czy aby na pewno jest bezpieczna i czy nic jej nie zagraża. Zaraz! Chwila! Gdzie jest ciemnobrązowa wybawczyni, która uratowała ją przed śmiercią? Wzrok biszkoptowej nie znajdował ciała znachorki mimo dogłębnej analizy otoczenia. Czyżby jej nie zauważyła? Może po prostu nie patrzy w odpowiednią stronę? - Giza? -zapytała słysząc kroki gdzieś w pobliżu. Z tego wszystkiego nie pamiętała tak naprawdę gdzie jej towarzyszka była jeszcze przed snem... To może wydawać się żałosne, ale ranna Daenerys nie interesowała się tym jakże istotnym faktem w takim stopniu w jakim powinna. |
|||
|
Ema Konto zawieszone Gatunek:Panthera leo Płeć:Samica Wiek:Młody Dorosły Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:342 Dołączył:Cze 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 70 Zręczność: 75 Spostrzegawczość: 69 Doświadczenie: 19 |
10-09-2016, 02:21
Prawa autorskie: Danni-Minoptra (line-art) | Emkay-MLP (emblemat) | Bjorn (sygna)
Zielonooka siedziała niedaleko krzewów posilając się przed chwilą złapaną gazelą. Kolejny plus życia w, prawdopodobnie jedynej, oazie na tym jałowym, pustynnym pustkowiu. Zwierzęta, zwłaszcza roślinożercy często zaglądali w te strony, aby ugasić palące pragnienie. Większość z nich była zapewne świadoma niebezpieczeństwa, które zawsze mogło tu czyhać, ale wizja śmierci z odwodnienia, jak widać nie była dla nich o wiele bardziej kusząca. Ema przerwała posiłek na chwilę, ponieważ dostrzegła iż Danka budzi się z swojego snu. Skinęła jej na powitanie głową i wróciła do swojego posiłku. Obok niej leżała też druga, upolowana, rogata istotka. Widocznie, mimo swojego gderliwego charakteru znachorka, pomyślała także o posiłku dla swojego gościa.
|
|||
|
Daenerys Duch Gatunek:Lew Afrykański Płeć:Samica Wiek:3 lata Liczba postów:92 Dołączył:Sie 2016 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: 0 Zręczność: 0 Spostrzegawczość: 0 |
10-09-2016, 12:16
Prawa autorskie: polar-ARCTIK
To co ukazało się oczom Dany było wręcz niezwykłe. Nie chodzi o to, że była to właśnie owa Giza, a fakt iż obok niej leżały dwie gazele. No trzeba przyznać, że niepotrzebnie się martwiła. Tak właściwie to pewnie przegapiła niezłe widowisko. W końcu nie co dzień widzi się samotną samicę, która w ciągu jednego dnia upolowała aż dwa ssaki. Przecież roślinożercy też potrafią się bronić i to często bardziej skutecznie niż może się wydawać na pierwszy rzut oka.
Niepewnym krokiem, z podkulonym ogonem biszkoptowa podeszła do jedzącej. Ukłoniła się na przywitanie głową i podeszła do drugiej zdobyczy. Powoli przysiadła przy mięsie, uważając na ranę brzucha, która swędziała ją niemiłosiernie. To dobry znak, bowiem oznacza iż rozpoczął się proces gojenia. - Witaj. -skierowała się do brązowej -Widzę, że samotność ci służy. -stwierdziła eksponując kły. Wbiła je w delikatną skórę kopytnego stworzenia i rozcięła ją jednym pociągnięciem, dostając się do ciepłego jeszcze mięsa. Jucha wypłynęła z otworu i jeszcze bardziej zachęciła Daenerys do jedzenia. Nie czekając dłużej zaczęła się posilać, zjadając najbardziej smaczne kąski. Nie jadła łapczywie jak to zazwyczaj robią wielkie koty. Robiła to powoli, delektując się smakiem świeżego mięsiwa. Nie miała zamiaru się przy tym brudzić, w końcu dopiero niedawno doprowadziła się do porządku po bitwie i kolejne zabrudzenia nie są jej mile widziane. Nie zjadła za dużo, a jedynie tyle aby zaspokoić głód i trochę napełnić brzuch. W końcu całej gazeli na jeden raz nie jest w stanie zjeść. Podniosła się znad zwłok i oblizała językiem pyszczek. Potem odwróciła do towarzyszki. - Dziękuję. -rzekła przeszywając ją pełnym wdzięczności wzrokiem. Potem złapała niedojedzone zwierzę i przeciągnęła je w wyższą trawę koło wodopoju. Instynktownie też zakryła ja liśćmi i źdźbłami roślin, które rosły dookoła. Tak na wszelki wypadek. Żeby żaden inny mięsożerca skuszony wonią pożywienia nie postanowił tu przybyć. Dzięki takiemu ukryciu gazeli Dae zamaskowała również jej zapach. Po czym sama weszła do wody, opłukała łapy i wzięła kilka łyków orzeźwiającej wody. Czy mogłam trafić lepiej? |
|||
|
Ema Konto zawieszone Gatunek:Panthera leo Płeć:Samica Wiek:Młody Dorosły Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:342 Dołączył:Cze 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 70 Zręczność: 75 Spostrzegawczość: 69 Doświadczenie: 19 |
11-09-2016, 02:47
Prawa autorskie: Danni-Minoptra (line-art) | Emkay-MLP (emblemat) | Bjorn (sygna)
Doświadczona samotnym życiem lwica dokładnie wiedziała jak w pełni wykorzystać, niekonieczne dobrowolne, poświęcenie trawożernego stworzenia. Delikatnie zdjęła skórę zwierzęcia, tak aby mogła posłużyć jako wygodne wymoszczenie posłania. Mięso pochłonęła szybko, praktycznie w całości. Zazwyczaj zostawiłaby pół zdobyczy na później, bo nie wiadomo kiedy może zdobyć następne pożywienie. Teraz jednak sytuacja była inna, bo znachorka nie jadła od ładnych paru dni. Na dziwne stwierdzenie Danki, tylko mruknęła coś twierdzącego pod nosem. To dzięki temu, że żyła samotnie nauczyła się tego jak przeżyć, gdy jest się zdanym tylko na siebie. Miało to też swoje minusy, patrząc na to że wyostrzyła jej się jedynie szybkość, a siła stanęła w miejscu. Szybko oczyściła kości i ułożyła je w zgrabny stosik z czaszką na górze. Może jeszcze się przydadzą? Skierowała swój wzrok w stronę, kryształowo czystej wody i zadrżała z obrzydzenia widząc jak biszkoptowa w ogóle jest zdolna dotykać tej substancji. Sama dokładnie wyczyściła łapy językiem, nawet nie mając zamiaru zbliżać się do wody. Ostatecznie podeszła odrobinę bliżej, tak aby nie musieć krzyczeć do jasnej lwicy.
- Widzę, że czujesz się znacznie lepiej. To dobrze, znak że leki działają. Wygląda, iż wrócisz do swoich szybciej niż podejrzewałam. Zamilkła na chwilę w zastanowieniu. - Bo masz jakieś stado, tak? W zasadzie nie wiedziała za wiele o Dance, można by powiedzieć, że nie wie nic. Ale nie sądziła, by samica wiodła samotnicze życie, patrząc w jaki sposób odnosiła się do trybu życia znachorki. Samice lwów zwykle nie były zdolne do samodzielnego przeżycia, w przeciwieństwie do samców. Stąd też podejrzenia brązowej, iż jasna należy do jakiejś grupy. Być może nawet do tej, których osobników to już spotkała? |
|||
|
Daenerys Duch Gatunek:Lew Afrykański Płeć:Samica Wiek:3 lata Liczba postów:92 Dołączył:Sie 2016 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: 0 Zręczność: 0 Spostrzegawczość: 0 |
11-09-2016, 10:23
Prawa autorskie: polar-ARCTIK
Tak naprawdę to Daen przez te niecałe dwa dni zdołała już przyzwyczaić się nieco do mieszkającej w oazie samicy. Może i ich charakter i zachowanie się różniły, ale dla Dae znachorka była czymś w rodzaju siostry, kuzynki. Które niestety poumierały na jej własnych oczach... Z dawnego życia pozostała jej jedna rzecz. Nienawiść, która była bardzo krucha z powodu małej liczby konkretnych argumentów potwierdzających tezę jej ojca. Jeżeli należałby do Lwiej Ziemi i zostałby wygnany to matka raczej powiedziałaby mi o tym, a jak nie ona to ktoś inny... Może ojciec po prostu mnie oszukał! Coraz bardziej trapiło ją sumienie i niepewność tego co chce zrobić. Przecież przejęcie władzy w krainie nie ma większego sensu. Coraz bardziej Daenerys dostrzegała w tym wszystkim to co rzeczywiście było prawdą. Ojciec ją oszukał i potraktował jak zwykłą idiotkę...
Na pierwsze słowa Gizy nic nie odpowiedziała a jedynie znacząco machnęła swoim ogonem. Była zajęta maskowaniem padliny. Ciekawiło ją czy powrót do zdrowia zajmie jej dużo czasu. Opatrunek, który miała założony spowodował, że nie miała pewności. Zasłaniał ranne miejsce. Podeszła do wybawczyni i przy niej zaczęła delikatnie zdejmować "opatrunek" który ta założyła jej dzień wcześniej. Nie obawiała się widoku jaki mogła ujrzeć, a jedynie tego, że zaszła za skórę tyglewowi. Naprawdę zachowała się jak "głupia lwica" i Soth miał rację... No, ale czasu nie cofnie, a miała w sumie dobre intencje. Następne pytanie ciemno brązowej pobudziło myślenie Dany. Po co jej potrzebne takie informacje? Może ona należy do stada, kompani i zagrożą lwim? Mimo iż sama miała plan pozbycia się władców, ale z dnia na dzień traciła tę żałosną myśl. I dobrze! Bo mogłaby wyjść na totalną idiotkę. Wracając do pytania towarzyszki. Daenerys nie była głupia i skutecznie wymyśliła sobie odpowiedź. Zdecydowanie odwróciła się w stronę rozmówczyni i bardzo przekonująco, "naturalnie" udzieliła odpowiedzi. Na pewno druga nie zorientuje się, że nie usłyszała prawdy. - Otóż nie... niestety, ale niedawno stado w którym żyłam i urodziłam się zostało "rozwiązane" i każdy poszedł w swoją stronę... Oczywiście ja jak zwykle miałam niezwykłe szczęście i od razu wpakowałam się w tarapaty. -zaśmiała się sarkastycznie i machnęła ogonem, odganiając muchy. Ta wymyślona historyjka jest wręcz żałosna. No, ale bynajmniej nie przekazała nowo poznanej za dużej dawki prawdziwych informacji i tylko to ją cieszyło. - A ty? Skąd pochodzisz i co spowodowało, że żyjesz samotnie? -zapytała. Stwierdziła, że znachorka jest samotniczką, ale nie było to nawet trudne, bo zachowywała się jak typowy wędrowiec. Tak więc wnioski same nasuwały się na myśl. Potem jej wzrok powędrował na brzuch. Spokojnie, nieco obawiająca się zerkała na ranę. Co prawda nie można już tego nazwać raną. Skóra się zasklepiła i w miejsce po pazurach narosła, młoda, różowiutka i delikatna skóra. Nie oznacza to jednak, że lwica nie musi już na to uważać. Jest świeżo po walce i nie powinna naruszać swojego brzucha. Z olbrzymią radością jej wzrok powędrował na stojącą obok samicę. Była jej strasznie wdzięczna za wczorajszą pomoc i ratunek oraz za wszystko inne co dla niej zrobiła. Nie wiedząc co począć, wesoło zbliżyła się do znachorki o przyjacielsko otarła o jej bok. - Dziękuję, jeszcze raz dziękuję... za wszystko. -odrzekła by po chwili znowu dodać - Myślę, że mogę już odejść. Sama dam sobie już radę. -stwierdziła. Nie chciała być ciężarem dla ciemnej i wolała odejść tak szybko na ile jest to możliwe. Sama da sobie radę. Przecież rana się zasklepiła i teraz potrzeba trochę czasu, aby wszystko doszło do formy sprzed walki. Zajmie to zapewne jeszcze kilka dni, albo nawet tygodni. W końcu obrażenia były poważne, a nikt z dnia na dzień nie staje się nagle całkowicie zdrowy. Aczkolwiek zapewne dzięki wkładowi Gizy gojenie przebiega tak szybko. Jej pomoc była potrzebna. Tylko jej Dae zawdzięcza swoje życie po tym przykrym incydencie. Ma u niej wielki dług i z pewnością o tym nie zapomni. No chyba, że instynkt nakaże Dance robić co innego, a w to sama szczerze i otwarcie wątpi. |
|||
|
Ema Konto zawieszone Gatunek:Panthera leo Płeć:Samica Wiek:Młody Dorosły Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:342 Dołączył:Cze 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 70 Zręczność: 75 Spostrzegawczość: 69 Doświadczenie: 19 |
11-09-2016, 16:06
Prawa autorskie: Danni-Minoptra (line-art) | Emkay-MLP (emblemat) | Bjorn (sygna)
Uniosła jedną brew, okazując przy tym swoje zwątpienie w słowa lwicy. Nie była jakimś mistrzem czytania między wierszami, ale podświadomie czuła że Danka mówi jej tylko pół prawdy o swoim obecny lub byłym stadzie. Jednak nie jej sprawa, więc co się będzie przejmować. Zastanowiła się chwilę nad tym czy opowiedzieć lwicy o swoim życiu. W sumie to co było, już nie jest, więc nie pisze się w rejestr. Jej przeszłość nie da biszkoptowej jakiejś szczególnej przewagi, a zatem co szkodzi nieco o sobie powiedzieć. Zwłaszcza, że Daneczka co nieco o sobie powiedziała. Może i same kłamstwa, ale znachorka doskonale rozumiała to postępowanie.
- Ja? Ja jestem... Z daleka. Konkretnie z Krwawej Sawanny. Okropne miejsce, nie polecam odwiedzin. Byłam medykiem wojennym. Odeszłam bo miałam dość tego że za moją ciężką pracę nie okazywano należytego mi szacunku... A poza tym... widziałam rzeczy o których lepiej nie mówić. Westchnęła i zamilkła na chwilę, wpatrując się w pustynie, widniejącą tuż przy granicach oazy. - Teraz żyje samotnie, bo dla mnie stada to tylko inne określenie wojska, grupy bojowej. Walka, jedzenie, obrona, walka i tak w kółko. Po pewnym czasie ma się tego dość. Ema zerknęła na ranę jasnej i syknęła cicho. - Ajć! No blizny mogą ci zostać. Na to niestety, nawet ja nic nie poradzę. Wtedy to Danka podeszła do niej o otarła się o nią. Normalnie brązowa nie byłaby tym zachwycona, ale też zbytnio by jej to nie przeszkadzało. Tym razem jednak było inaczej. Odskoczyła jak oparzona, patrząc z przerażeniem w oczach na swoją byłą pacjentkę. A to wszystko dlatego, że biszkoptowa była mokra. Nic dziwnego, przecież dopiero co wyszła z wody. Natomiast kontakt z tą przeklętą substancją, nawet w tak małym stopniu był dla Emy katorgą i traumą. - Trzymaj to mokre przekleństwo z dala ode mnie! Warknęła złowrogo z zjeżoną sierścią, przyczajona niby do skoku. Po sekundzie zdała sobie sprawę, jaką głupotę teraz popełniła i z skrzywioną miną, wymamrotała w kierunku lwicy. - Wybacz... Odprowadzę cię i tak. A przynajmniej do granic pustyni. Byłaś ranna, a nie wyleczyłaś się jeszcze do końca. Upewnię się, że cała i zdrowa dotarłaś do swojego celu. Dodatkowo, nie radziłabym ci na razie polować na coś większego niż fretki... Przy zbyt dużym wysiłku, możesz zacząć krwawić wewnętrznie, a tego nie da się opatrzyć. |
|||
|
Daenerys Duch Gatunek:Lew Afrykański Płeć:Samica Wiek:3 lata Liczba postów:92 Dołączył:Sie 2016 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: 0 Zręczność: 0 Spostrzegawczość: 0 |
11-09-2016, 17:36
Prawa autorskie: polar-ARCTIK
Trzeba przyznać, że po kłamstwie Dae poczuła się niezręcznie i nie za bardzo wiedziała co ma dalej robić.
- Rozumiem. Krew, pot i łzy... -mówiąc to wyobraziła sobie co by się stało, gdyby jej matka i ciotka nie postanowiły uciekać z potomstwem. Skończyłoby się to jedną wielką krwawą rzezią, której nic i nikt nie byłoby w stanie zatrzymać. Na reakcję brązowej samicy po otarciu zaczęła się głośno i dobitnie śmiać. Wiedziała, że większość kotów nie znosi wody, ale ona ją wręcz ubóstwiała i gdyby nie miała świeżo zasklepionej rany już dawno siedziałaby w wodopoju i bawiła, pływała. - Czyżbyś bała się wody? -zapytała rozbawiona, posyłając kolejne przyjazne chichoty w stronę znachorki. Daenerys nie robiła tego by zdenerwować czy dopiec lwicy, po prostu taka już jest. Czasami zachowująca się jak młody lewek. Gdy atmosfera przybrała neutralny poziom Dany przestała się śmiać. Podeszła znowu do brązowej, tym razem jej nie dotykając. - Każdy ma swoje tajemnice i sekrety... inni nie mówią swojego prawdziwego imienia inni kłamią na swój temat. -powiedziała poważnie dając do zrozumienia towarzyszce iż sama wyczuła kłamstwo. Chociażby z imieniem... Na Giza, znachorka nie reagowała. Więc albo po prostu tak się zachowuje, albo umysł Daen nie zawodzi. - Możesz odprowadzić mnie teraz? -zapytała, a raczej stwierdziła swoim tonem. Wolała mieć już to za sobą i wrócić na bezpieczne tereny tak szybko jak to możliwe. |
|||
|
Ema Konto zawieszone Gatunek:Panthera leo Płeć:Samica Wiek:Młody Dorosły Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:342 Dołączył:Cze 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 70 Zręczność: 75 Spostrzegawczość: 69 Doświadczenie: 19 |
11-09-2016, 19:01
Prawa autorskie: Danni-Minoptra (line-art) | Emkay-MLP (emblemat) | Bjorn (sygna)
Przemilczała cały incydent z jej nastawieniem do wody. Gdyby ta lwica, przeżyła to co ona, przez tę cholerną substancję! Jej odpowiedzią zarówno na pytanie, jak i na stwierdzenie biszkoptowej, były tylko kolejne gniewne pomruki, do których Danka zapewne się już przyzwyczaiła.
-"Hej spokojnie! Nie bądź takim gburem iskiereczko. Uśmiechnij się trochę. No, dalej. Dla mnie? Ślicznie proszę! Aha! Czyli w końcu wrócił! Powinna być na niego wściekła za takie jej opuszczenie i gdyby nie był już duchem to Ema na pewno by mu to zapewniła. Jednak nie umiała się na niego długo gniewać. Kochał ją, a ona kochała jego. Ich więź była tak mocna, że nawet po jego śmierci wciąż są razem. Roześmiała się, więc na cały głos okazując tym szczęście, z powrotu ducha brata. Jej zły humor prysł, jak bańka na powierzchni bagna. Posłała lwicy promienny uśmiech. - Jasne! Im szybciej wrócisz do siebie, tym lepiej się poczujesz! Bo dom to najlepsze miejsce, do zdrowienia. Tak jak dla mnie ta oaza. Wyminęła Dankę i podeszła do granicy oazy, tam gdzie ziemia powoli zamieniała się w piasek, a podłoże było tak rozgrzane, że dłuższe stanie w jednym miejscu parzyło łapy. Posłała jasnej kolejny, tym razem wyzywający uśmiech. Zupełnie jakby były siostrami i znachorka właśnie miała zamiar wyzwać Daneczkę, na pojedynek między rodzeństwem. - Tylko musisz za mną nadążyć. Ziemia jest gorąca, więc musimy dopasować swoje tępo tak, aby nie poparzyć sobie łap. Jednocześnie też nie możesz się przemęczyć. No chodź! Droga jest długa! |
|||
|
Daenerys Duch Gatunek:Lew Afrykański Płeć:Samica Wiek:3 lata Liczba postów:92 Dołączył:Sie 2016 STATYSTYKI
Życie: 0
Siła: 0 Zręczność: 0 Spostrzegawczość: 0 |
11-09-2016, 19:52
Prawa autorskie: polar-ARCTIK
Nagła zmiana zachowania ciemno brązowej lwicy zaskoczyła Daenerys. Opuściła więc pysk i wytrzeszczyła swoje piękne ślepia. Przez myśl przeszła jej ciekawa hipoteza. Może ona jest niepełnosprawna umysłowo? Zwariowała?! Jednak ta zmiana sprawiła iż troski Daen odeszły w niepamięć i odwzajemniała na okrągło jej uśmiechy. Taka zdecydowanie tak powinna wyglądać zwykła, podręcznikowa młodość. Ahh... to się rozmarzyła. Naprawdę od długiego czasu nie znalazła sobie jeszcze kogoś kto wytrzymałby z nią aż tak długo.
- Widzę, że humor od razu ci się poprawił! -zarechotała, dławiąc się śliną. W tak doborowym nastroju nie była odkąd zaczęła uciekać z rodzinnego stada. Tyle rodzeństwa, kuzynostwa... i te zabawy. Tak, dzieciństwo było całkiem szczęśliwe i radosne. - Tylko nie zdziw się gdy przegrasz... -odpowiedziała i natychmiast zaczęła biec, starając się nie napinać zbyt mięśni brzucha i zachować go w tej samej pozycji. Błyskawicznie dogoniła towarzyszkę. Razem biegły przez morza ognistego piachu śmiejąc się i wygłupiając przy okazji jak najlepsze przyjaciółki. Razem opuściły oazę. z/t |
|||
|
Ema Konto zawieszone Gatunek:Panthera leo Płeć:Samica Wiek:Młody Dorosły Tytuł fabularny:Znachor Liczba postów:342 Dołączył:Cze 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 70 Zręczność: 75 Spostrzegawczość: 69 Doświadczenie: 19 |
01-10-2016, 19:06
Prawa autorskie: Danni-Minoptra (line-art) | Emkay-MLP (emblemat) | Bjorn (sygna)
Nareszcie wróciła do swojej miejscówki. W zasadzie sama była zdziwiona, jak niewiele czasu potrzebowała, aby zadomowić się w tej małej oazie. Teraz jednak nie była w najlepszym nastroju. Cała droga na bagna okazała się zbyteczna. Nie dość, że nic nie znalazła, to jeszcze wpakowała sie w jakieś dziwne układy z nienormalnym lwem w pasy. Eh przynajmniej tu ma trochę spokoju. Lwica wróciła do legowiska, które zrobiła tu sobie, tuż po pierwszym przybyciu do oazy, a dodatkowo teraz wymościła je częściowo skórą z antylopy, którą zostawiła tu wcześniej. Teraz zimno piaszczystej ziemi nie powinno aż tak mocno doskwierać jej nocami. Chociaż był prawie środek dnia znachorka wygodnie w ukrytym wśród krzewów legowisku i ze spokojem przyglądała się ptakom lądującym koło zbiornika wodnego, gaszącym pragnienie po męczącym locie.
|
|||
|
Vari Cesarzowa Gatunek:Lwica Płeć:Samica Wiek:Dorosła Tytuł fabularny:Strażnik Liczba postów:458 Dołączył:Mar 2016 STATYSTYKI
Życie: 100
Siła: 80 Zręczność: 80 Spostrzegawczość: 68 Doświadczenie: 16 |
04-10-2016, 23:02
Prawa autorskie: owlyblue / Malaika + KamiLionheart
Tytuł pozafabularny: Mistrz Gry
Domyślasz się może jak to jest zawieść? Nie jeden, a dwa razy? Jeśli ci się udało możesz już wiedzieć jak czuje się teraz Vari. Wiecznie stęskniona za ukochanym bratem i jego obecnością. Szukająca lekarstwa na ból jakiego doznała w życiu. Strata Ray'a w dodatku w tajemniczych okolicznościach zabrała ze sobą nie tylko lwa, władcę, ale też i drugą połowę serca brązowej lwicy. Czy można żyć bez miłości? Powietrza? Nie... mimo iż dookoła są inne ważne dlań osoby nie do końca potrafimy skupić się na nich i na tym, aby dbać o łączące nas relacje.
Vari opuściła z rozpaczy siostrę i stado, które potrzebowało jej aby na nowo się odbudować i odrodzić. Niestety młoda wtedy jeszcze lwica zawiodła. Po latach tułaczki postanowiła wrócić i spróbować żyć na nowo, spokojnie budując nowe fundamenty, na których z czasem powstałby potężny dom, w którym to już samica zostanie na zawsze. Plany nie wypaliły. Kocica znikła na długie miesiące, dlaczego? Otóż sama nie zna konkretnego powodu swej podróży po za granice terenów Czterech Stad. Przez ten jednak czas zielonooka miała czas na wydoroślenie i spoważnienie. Zajęcie się ważniejszymi sprawami i konkretami jakich wcześniej w jej życiu było tak mało. Powoli jednak każdy się starzeje, a z wiekiem przychodzi mądrość, której potrzeba było też wcześniej. Brązowa po powrocie do Lwiej Krainy nie udała się od razu na Lwią Ziemię z oczywistych powodów. Opuściła grupę bez uprzedzenia kolejny już raz. Mimo to cały czas myślami była przy nich, przy siostrze, Vei, Ayumi i ich lwiątkach, które darzyła niezwykłą miłością. Opiekunki przyszywanej ciotki. Było jeszcze coś. Lwica nie czuła się w tym klanie najlepiej. Wiedziała, że nie tego chce w życiu i, że nie tam jest jej miejsce. Nie miała ochoty na spotkanie się z znajomymi twarzami i słuchania wyrzutów jakie z pewnością będą jej robić. Nie tego chciała i nie zamierza się nikomu tłumaczyć. Jej życie i może robić z nim co tylko zechce. Taka prawda... Szukając cienia i ochłody na pustyni zaczęła kierować się powoli w stronę nieznanego jej wcześniej miejsca, a konkretniej oazy. Jej łapy z każdym kolejnym krokiem tonęły coraz to głębiej w ciepłym, pustynnym piasku. Nie raz dostawał się jej do nozdrzy czy do uszu, co do rzeczy komfortowych i przyjemnych nie należy. Przeciwieństwa i przeszkody nie hamowały jednak w żaden sposób dążenia lwicy do celu- cienia. Po trwającej wiele godzin przeprawie przez bezkresną pustynię wreszcie ujrzała na oczy oazę. Czyżby była to tylko złośliwa fatamorgana? Nie! To naprawdę oaza! Widząc drzewa i cień znacznie przyśpieszyła biegnąc z wielką prędkością. Bez zastanowienia się wparowała w raj i czym prędzej rzuciła do źródła wody, nie zwracając najmniejszej uwagi na zapachy jakie się w tym miejscu unosiły, ani na nic innego co można by było tu dostrzec. Liczyła się jedynie zimna woda i kawałek cienia pod drzewem. Przysiadła przy wodopoju, nie mocząc łap. Różowym niczym obłoki o wschodzie językiem Vari zaczęła nabierać w pysk orzeźwiającej po długiej podróży zimnej wody. Jakże cieszyła się swoim szczęściem! Miejsce ogólnie całkiem urodziwe i tajemnicze z nutą magii i nostalgii. Brązowa wstała i uniosła wysoko łeb, aby wziąć głęboki wdech. Dopiero wtedy poczuła czyjś zapach. Odwróciła łeb, a ptaki gapiące się na nią ze zdziwieniem wzbiły się w powietrze. - Wybacz. Musiałam Cię nie zauważyć. -powiedziała do lwicy, ocierając łapą pysk, z którego kapały krople wody. Lekko uśmiechnęła się i potrzęsła końcówką ogona na boki. Stała w bezpiecznej odległości od nieznajomej i mierzyła ją wzrokiem swoich zielonych tęczówek. - Naprawdę nie chciałam przerywać odpoczynku. -dodała, rozluźniając napięte i zmęczone wysiłkiem mięśnie. |
|||
|
|
Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości