Król Lew PBF

Pełna wersja: Bal
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9
Jednak czy tego chciał, czy nie, bijąca dwanaście uderzeń północ i posłuszni jej rozkazom tancerze kolejno wybywali z sali balowej, tym samym pozbawiając komesa możliwości wykonania do końca swojego przyprawionego mocnymi trunkami planu. Cóż. Pozostało mu przetańczyć kilka taktów wybrzmiewającego nie-wia-do-mo-skąd walca, porywając Manuelę Sobieską w najbardziej szalone w jego życiu tany.
- Nie smuć się, piękna, nie darowałbym sobie, gdybyś uciekła, a nie czuję się na siłach, by zatrzymać cię przy sobie elokwencją swojego jakże bystrego, jednak nie o takiej porze, umysłu - oznajmił wznosząc się na wyżyny swoich możliwości oratorskich tej nocy. Utulił pierś panienki do swojej i zechciał, by następne kroki poniosły ją w jak najprzyjemniejszym rytmie. Tak minęło następnych kilka minut ich tańca. Mając nadzieję, że Manuela Sobieska wybaczy mu ten nagły poryw niepoczytalności, gdy zatrzymali się (niechętnie) odstąpił od niej i ucałował delikatnie w rękę. - Czy panienka ma własny transport? Dysponuję karetą zaprzężoną w cztery kare konie, atłasowe foteliki, stoliczek do gry w karty...?
Gdzieś po korytarzu przemknęła grupka osób, potem przez salę, wchodząc nie-okołkowanym wejściem.
- Czy jako "organizatorzy" na pewno możemy już stąd uciekać? Nie tknęłam sprzętu DJ-a!
- Trzeba było to zrobić wcześniej!
I tak oto ci tajemniczy "opiekunowie obiektu" okazali się faktycznie istnieć, ale się zmyli. Jaki był ich plan? Tego nigdy się nie dowiemy.

Wdech, wydech.
- Cholerny sylwestrowy doppelganger - Zabrzmiał trochę, jakby się tłumaczył.
Nie-Hrabia odwrócił się plecami do dogorywającego krwiopijcy, który zdawał się powoli spalać i chciał się skupić na Eleri. No tak. Taki bezlitosny mógł być tylko dla kogoś o takiej mordzie jak on. Doprawdy wspaniałe doświadczenie zlać samego siebie, ale tu ta, jego, uh, kimkolwiek dla niego jest, krwawi.
Cóż, oryginalny Arne, zwłaszcza w porównaniu z Hrabią nie wyglądał zbyt olśniewająco. Coś w stylu "bez kija bądź delicji nie podchodź". Uklęknął przy niej i zaczął opatrywać, całe szczęście ukąszenia same w sobie nie są zbyt niebezpieczne.
Czyli... nigdy nie patrzył na nią z uwielbieniem. Nigdy nie sprawił komplementu.
Nigdy jej nie pragnął.
Oh. Ah.
Manuela słuchała czarujących słów Deriona, nie poddając się jednak ich urokowi. Posłusznie poddała się natomiast rytmowi tańca nadawanemu przez jegomościa. Owo wytłumaczenie, jakim komes raczył ją zaszczycić, nie było aż tak przekonujące, by na jej twarzyczce zagościł wszechobecny uśmiech, którego teraz wyjątkowo było brak.
Nadal przerażona, nieco drżąca, stawiała jednak należycie wytworne kroki, jak na pannę z rodu Sobieskich przystało.
Gdy taniec dobiegł końca, a pocałunek na drobnej dłoni został złożony, długowłosa spojrzała uważnie na swego partnera, starając się przewidzieć jego intencje. Na koniec uśmiechnęła się lekko, i był to uśmiech wcale nie wymuszony, a po prostu podsumowanie balowych atrakcji, z których szczęściem wyszła cało.
Podziękuję Derionie, mój powóz niewątpliwie już czeka u bram…
Skłoniła się na ostateczne pożegnanie i porywając z wieszaka swój płaszcz, rzuciła jeszcze temu intrygującemu, acz nieprzewidywalnemu mężczyźnie ostatnie spojrzenie i znikła w drzwiach.

/zt/
Komas Derion z wyrazem o takim...:

:c

...spoglądał za oddalającą się Manuelą Sobieską. Wiedza o tym, że będzie bohaterką jego snów i stan ten nie minie przez następnych kilka tygodni pokrzepiła go nieco. Lecz cóż to? I na niego pora! Kareta faktycznie stoi, zegar przestaje bić, sala pustoszeje. Poprawił mankiety i udał się do wyjścia, po drodze opierając się pokusie zakosztowania wytrawnego czerwonego wina, które ujrzał stojące za butelką szampana.
zt
Nie chciał jej skrzywdzić... przynajmniej tyle. Ochjoj, nawet ją zaczął opatrywać. Buhuh, powoli zaczęła zdawać sobie sprawę, z tego iż była dla niego tylko, no może nie śmieciem, ale na pewno naiwnym i bardzo denerwującym dzieciakiem, kimś, kogo nigdy nie chciał spotkać w swoim życiu.
Z zaszklonych ślepek popłynęły po jej policzkach łezki. Patrzyła na niego... chwilkę się zawahała... po czym krótko, acz jakże czule ucałowała go w czoło, też zamiast podziękowań w formie werbalnej. Zaraz się pewnie skrzywi, każe przestać... trudno. I tak była cała sponiewierana. Chciała tylko w końcu odejść, zwinąć w kłębek i popłakać sobie. Ot.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9